Mateusz Bartel wywalczył sobie prawo do udziału w turnieju w Dortmundzie. Jest to sukces, tym bardziej, że jak to już zostało kilkakrotnie podkreślone, nie przyniesiono mu zaproszenia w „teczce”, ale wywalczył je bezpośrednio przy szachownicy. Myślę, że ostatni sukces am Bartla w Aerofłocie oraz perspektywa gry w Dortmundzie może być potraktowana jako szansa zaistnienia w szachowym świecie. Oczywiście myślę tu o szachach międzynarodowych. Z pewnością całe polskie środowisko szachowe trzyma kciuki za pana Mateusza. Zdaję sobie sprawę z pewnej presji która ciąży na naszym arcymistrzu, ale trzeba powiedzieć wprost, że jeżeli am Bartel nie wywalczy jakiegoś przyzwoitego miejsca w Dortmundzie, to stracimy kolejną szansę na zaistnienie w wielkim świecie. I nie wiadomo, kto i kiedy otrzyma taką drugą możliwość.
Kondycję naszej kadry seniorów znamy już od dłuższego czasu, i wiemy czego można się po nich spodziewać. Większość z nich nie jest w stanie podjąć wyzwania topowych zagranicznych szachistów. Nasza dotychczasowa nadzieja, czyli Radek Wojtaszek prawdopodobnie nie będzie grać w renomowanych turniejach, bo jasno widać, że gra w lokalnych klubach szachowych zapewnia mu stały wzrost rankingu. Udział w poważnych turniejach mógłby odbić się spadkiem notowań, a wiadomo że to „boli”. Jak tak dalej będzie, to ranking am Wojtaszka niedługo dojdzie do 2750 i pewnie tak naprawdę nikt nie będzie w stanie wytłumaczyć, w jaki sposób uzyskał tak duży wynik! Zresztą nawet jego obecny ranking stanowi zagadkę. Ale jak widać, to progres rankingu zadowala sponsorów, a nie gra w renomowanych turniejach. Sponsorzy inwestują pieniądze w Wojtaszek Comarch Team, ale z tego jak dotąd niewiele wynika. Niby są jakieś szkolenia, ale czy rzeczywiście? Jakie są realne korzyści z działalności team-u? Jakie są perspektywy szkoleniowe, zważywszy na problem zatrudniania czynnych zawodników jako trenerów? Problem ten był już nie raz podnoszony. A może utworzenie WCT było po prostu sposobem na biznes?
O Dariuszu Świerczu wiele powiedziano i napisano, ale duży „push” medialny, czyli wywiady, i artykuły w których porównywano go do Kasparowa, Karpowa, Fischera i innych, nie przekłada się na wyniki Darka. Jakieś tam są, ale chyba nie takie jakie powinny być w związku z całą otoczką jaką stworzono wokół niego. Proszę zobaczyć, lata lecą, a 18-letni chłopak słabo progresuje. Nie ma jakiś większych osiągnięć. Jest na dobrej drodze do celu, który osiąga większość juniorów, czyli przepadnięcia gdzieś w tłumie. Może przyrównanie go do Kasparowa i innych, pomogło w przyciągnięciu sponsorów którzy słyszeli o byłym mistrzu świata, a skoro ktoś im podaje na tacy chłopaka przyrównywanego do Garriego, to zwabieni tym dali pieniądze. Dobry marketing robi swoje. Ale gdzie Świercz ma zacząć porządnie grać jak nie na jakimś solidnym turnieju? Gra w nowej warszawskiej świetlicy szachowej to trochę za mało, jak na rozwój utalentowanego juniora, a właściwie już seniora. Chyba już czas aby zostawił tornister w Akademii Szachowej i zaczął poważne występy turniejowe, bo nie chcielibyśmy aby za kilka lat mówiono: „…ach tak, Darek Świercz, był kiedyś taki zdolny junior, szkoda że przestał grać…”.
Krzysztof Kledzik
Powoli zaczynam się martwić o Darka, gdyż nie widać go „na świecie” w turniejach. Przed chwilą na „Szacharni” przedstawiłem czternastoletniego Rosjanina Vladislava Artemieva, który gra w kołowym turnieju – Kirishi (jak to się odmienia?) i robi ranking prawie 2700. Kilka lat temu grał tam również Darek.
Powinien tam zagrać Jasiek Duda – rówieśnik Vladislawa. Niestety, nie ma go. Albo ktoś nie pomyślał, albo nie umiał załatwić. Czas ucieka a szachy nie znoszą próżni. Każdy dzień, turniej, rok zmarnowany w wypadku nastolatków jest nie do nadrobienia. Na świecie stoją w kolejce po szachowe laury setki młodych, zdolnych. I tylko czyhają na potknięcia…
Nasza kadra męska nie ma znaczących sukcesów i nie stara się o nie (za wyjątkiem Bartla), Wojtaszek przestał grać, panie nie są wysyłane na renomowane turnieje, jak widać Duda nie pojechał na niezły turniej, Świercz ciągle biega z tornistrem do Akademii. Czy na tym ma polegać wizjonerska naprawa polskich szachów według prezesa Sielickiego?
To jest bardzo duży problem. Ostatnio nikogo z polskich zawodników nie widać w turniejach. Kto odpowiada za to w Polskim Związku Szachowym? Jednym słowem nie prowadzi się na odpowiednim poziomie polityki sportowej.
Prezes teraz musi rozwiązać problem kierownika wyszkolenia.
Dopóki są pieniądze z Ministerstwa Sportu i od sponsorów, to „będzie nadal tak jak jest”. Obawiam się że problem kierownika wyszkolenia można porównać do roszady i to w równej pozycji. Nie wpłynie na wzmocnienie jej.
Problem degrendolady polskich szachow nei jest nowy. To jest efekt ostatnich 22 lat dzialalnosci zwiazku. Inne kraje sie szachowo rozwinely a u nas coraz slabiej. Niedlugo na kilometry przescignie nas np Turcja gdzie szkolenie jest zorganizowane lepiej. Juz dzisiaj np Francja jest od nas silniejsza a w latach 70tych nie mogla sie z nami rownac. Poziom szachow idzie w gore w prawie kazdym kraju poza Polska. Jak zauwazyl slusznie na swoim blogu M.Bartel w MP juniorow startuja coraz slabsi zawodnicy. To sie w ciagu nastepnej dekady czy 2 przelozy na dramatyczny spadek MP seniorow a co za tym idzie wynikow druzyny narodowej na duzych turniejach.
Ale prezes Sielicki miał zrobić rewolucję. Na razie jej efektem jest nowa świetlica w Warszawie i kilka laptopów od HP. A rewolucja w szkoleniu, podejściu do startów w turniejach, do osiąganych rezultatów? Dlaczego w kadrze narodowej ciągle są osoby które nie mają ambicji sportowych i nie grają w renomowanych turniejach? Rozumiem ze na efekty nowego szkolenia (chociaż na razie go nie widać) należy poczekać kilka lat, ale pewne posunięcia personalne możnaby już wykonać. Chodzi mi o przewietrzenie składu trenerskiego i składu kadry narodowej.
Nad kondycją trzeba pracować czyli dużo się szkolić i dużo grać. Stopniowo zwiększając stopień trudności zarówno szkolenia jak i turniejów. Takie działanie zwiększa wydatnie wydolność umysłową zawodnika. Ale potrzeba jeszcze motywacji by zawodnik chciał się intensywniej szkolić i grać w trudniejszych turniejach. Jeżeli przyjąć że wśród zawodowców motywacja to pieniądze to chyba wszystko jest jasne. Więcej grasz to więcej zarabiasz mniej grasz to mniej zarabiasz. Prosty mechanizm no i bardzo skuteczny. Ale w PZSZach’u nikt tego mechanizmu nie stosuje. Bo tak jest kiedy zwodnicy ustalają sami dla siebie reguły.