Mistrzostwa Polski i Aerofłot to turnieje nieporównywalnie silniejsze od tych, w których grał Bartłomiej Macieja w Amerykach. Nie twierdzę, że MP są superturniejem, ale ich poziom nie jest wcale taki niski a prestiż spory – w końcu chodzi o tytuł mistrza kraju i miejsca w kadrze. Nie można wg mnie porównać gry w MP po silnym Aerofłocie do gry w MP po paru mini-openach.
Mateusz Bartel wg mnie jest w pewnym stopniu usprawiedliwiony z wyniku na Mistrzostwach Europy. Inna sprawa, że chyba nikt nie liczył, że jest aż tak dobry, żeby zapewnić sobie medal. Osobiście myślałem, że zdobędzie wyższą pozycję, ale do czołówki go nie przymierzałem. Jeszcze nie ta klasa.
Polskie szachy prezentują poziom, jaki prezentują. Teraz jeszcze nie jest tak tragicznie. Za kilka lat dopiero będzie powód, żeby marudzić. Bo szkolenia prawie nie ma a klubów coraz mniej. Istnieje sporo „białych plam” na szachowej mapie Polski. Nie ma tam klubów, turniejów. Nie szkoli się młodzieży. Niektóre z tych miejsc były jeszcze 20-30 lat temu silnymi ośrodkami. Kilka takich miejscowości leży całkiem niedaleko miasta, z którego pochodzę. Turniejów też za bardzo nie ma. A jak są, to z takimi nagrodami, że się ledwo opłaca jechać…. To skąd my mamy brać tą zdolną młodzież? Przecież nikt jej nie szkoli. Trenerów i instruktorów jak na lekarstwo, literatury szachowej też. A sytuacja finansowa klubów często nie pozwala na dofinansowanie wyjazdów.
Pieniądze w polskich szachach ma tylko kadra. Kasa na juniorów jest znikoma i finansowanie ich szkolenia spada na rodziców. Wynik naszych na ME pokazał, że jest kiepsko. Tylko co z tego skoro nie ma pomysłów na zmiany, nie ma następców, nie ma kasy na szkolenie. I nie ma ludzi, którym na tym wszystkim specjalnie zależy.
Problem niemocy w organizowaniu klubu szachowego i treningów nie jest mi obcy. Chodzi mi o jedną z uczelni trójmiejskich, specjalnie nie wymieniam jej nazwy. Przez długi czas w tamtejszym AZS-ie nie było sekcji szachowej. Owszem, było na uczelni kilku dobrych szachistów, ale sekcji ani treningów dla nich nie organizowano. Natomiast raczej przypadkowe wyjazdy ma mistrzostwa akademickie miały charakter bardziej pospolitego ruszenia, niż zorganizowanego „z głową” współzawodnictwa sportowego. Taka niemoc trwała dłuższy czas. Kilka lat temu pojawiło się światełko w tunelu, gdyż udało się przygotować listę z petycją o utworzenie sekcji szachowej, podpisaną przez około dwadzieścia-kilka osób, a skierowaną do zarządu AZS-u. Wstępne rozmowy były obiecujące. Sprzęt i miejsce miały być zapewnione. Pozostała sprawa trenera, bo jak sekcja to sekcja, a nie kawiarniane partyjki przy kawce. Udało się przeprowadzić kilka rozmów telefonicznych z osobą, obecnie pracującą we władzach PZSzach-u, która wstępnie zadeklarowała chęć trenowania członków sekcji. Niestety, na rozmowach się skończyło. Jak nie wiadomo o co chodzi, to zawsze chodzi o pieniądze. Tak też było i w tamtym przypadku. Okazało się, że pieniądze na treningi mogą być, ale tylko gdy trenowani będą pracownicy uczelni, a nie studenci! Trening pracowników, czyli osób już w pewnym wieku, mija się z celem. To nie ma być szachowy „uniwersytet trzeciego wieku”, ale sekcja studencka. Szkolić trzeba studentów, czyli osoby względnie młode, prężne i chętne. Te zaś oczekiwały iż przynależność do sekcji będzie zwalniać z obligatoryjnych zajęć WF-u. A na to nie chciał się zgodzić dyrektor Studium Wychowania Fizycznego. I tak konflikt interesów zakończył działalność sekcji szachowej, która tak naprawdę nawet nie zdążyła powstać.
P.S.
Obecnie, po wielu latach zdołano powołać do życia sekcję szachową na tejże uczelni. Na razie jest ona w stanie raczkującego zalążka.
Nagrocki ma rację i Zimerman też. Generalnie oceniając – finał MP nie jest taki zły, tylko tam jest podział na słabeuszy i czołówkę. Dlatego taki układ jest bez sensu.
Prawdę mówiąc sytuacja w naszych szachach jest znacznie gorsza, niż opisuje Zimerman. Widać, że nikomu w Zarządzie nie zależy na poprawieniu sytuacji w polskich szachach czyli powstrzymanie likwidacji klubów i finansowej zapaści okręgów. Wygląda na to, że członkowie Zarząd szukają tylko „kasy”.
Zimerman maluje zbyt piękny obraz, jest gorzej, bo pozbawiono młodzieży szans na podnoszenie poziomu z uwagi na brak kwalifikowanych trenerów i turniejów z jaką taką obsadą. Ponadto zlikwidowano jakiekolwiek eliminacje, dające naszym najlepszym młodym graczom satysfakcję z awansu na wyższy szczebel.
Ja probowalem reaktywowac sekcje w kilku miejscowosciach mojego rejonu ale nie jest to proste. Wiele gmin i miast jest zadluzonych i niechetnie wyjade kase na szachy. A trzeba kupic sprzet, zorganizowac wszystko, zaplacic haracz do zwiazkow i znalezc instruktora. Nikt za darmo uczyl nie bedzie a pieniedzy na szachy w budzetach jak na lekarstwo. Wladze chetniej je przekazuja kopaczom z 10 ligi pilkarskiej niz szachistom bo to wieksza sila wyborcza. W moim rejonie 15-20 lat temu zycie szachowe tetnilo. Dzisiaj sa chyba 2 kluby na cale ex-wojewodztwo. Za 10-14 lat moze nie byc zadnego. Szkoda.