W dniach 20-22 stycznia 2012 odbyły się kolejne rozgrywki austriackiej ligi z udziałem trójki polskich arcymistrzów: Bartosza Soćko, Mateusza Bartla i Rafała Antoniewskiego.
Dokładne wyniki:
Strona Austriackiego Związku Szachowego
Dużą kontrowersję wywołała informacja Krzysztofa Długosza na „Szacharni”: niedziela, 22 stycznia 2012. To była chyba największa niespodzianka (dla nas in minus) austriackiej Bundesligi
Dalej jestem pod wrażeniem, że do wielu polskich szachistów jeszcze nie dotarło to, że żyjemy obecnie w innym kraju. Czasy PRL już dawno minęły! Polska jest w pełni demokratyczna i mamy wolność słowa!
Krzysztof Długosz – jako publicysta – zwrócił tylko uwagę na fakt porażki mistrza Polski ze słabszym przeciwnikiem. Ataki na niego to zwykła głupota ludzi żyjących jeszcze w innych realiach!
Sam publikuję też przegrane partie naszych gwiazd nie po to, aby kogoś wyśmiać, ale w myśl zasady „Uczymy się na błędach”. Podobnie w moich tekstach zwracam uwagę na sukcesy i niepowodzenia polskich szachistów. Tak jest we wszystkich dyscyplinach sportowych na całym świecie. Tylko w naszych szachach panują paranoiczne zwyczaje: „Kto nie jest z nami, ten jest naszym wrogiem”.
Jako publicysta staram się obiektywnie przedstawiać obraz polskich szachów. Nie będę fałszować faktów tylko po to, aby przypodobać się działaczom Polskiego Związku Szachowego. Podobnie czyni to Krzysztof Długosz i inni publicyści, dla których cenniejszy jest osobisty honor, niż dobre układy z tymi, którzy preferują stare komunistyczne hasła „Propagandy sukcesu”!
Powracam jeszcze krótko do partii Sebenik – Bartel. Mistrz Polski przegrał ten pojedynek wskutek wyboru słabego wariantu. Trudno jest bronić gorszych pozycji, jeśli nie rozegrało się optymalnie fazy debiutowej.
Na mojej stronie w temacie Teoria i praktyka zamieściłem krótkie uwagi do tej partii (Sebenik-Bartel).
Jakoś przeoczyłem ten wpis na Szacharni. Faktycznie, wzbudził żywiołowy odźwięk. Rzetelny publicysta nie koloryzuje, lecz przedstawia dobre i złe strony jakiegoś zagadnienia. Uważam, że tak jest w przypadku obu blogerów, czyli pana Jerzego i Krzysztofa. Tak już bywa, że znane osoby (np. sportowcy) są pod ostrym ostrzałem, za dobre zbierają pochwały, za złe gani się ich. Taka ich dola, trudno. Jak Bóg dał im więcej, to i więcej się od nich wymaga.
Dyskusja trwa. Przytaczam głosy kolegów, którzy chcą pozostać anonimowo.
Komentarz 1: Bartel gra ostro i czasem mu wychodzi, ale to niczego nie oznacza. Niemniej jednak jest ciekawszy od Wojtaszka.
Komentarz 2: Zachowują się jak małe dzieci, jedna przegrana partia nic nie znaczy – akurat grał kiepsko, nie pierwszy raz, nie ostatni.
Komentarz 3: Te bezsensowne wyjazdy na ligi europejskie, aby zarobić 200-300 euro kompletnie zakłócają życie. Nawet w młodych latach wyjazdy raz na miesiąc na trzy dni całkowicie rujnowały życie itp. Oni jadą dwa – trzy razy w miesiącu. Oczywiście pieniądze się liczą, ale chyba lepiej trochę popracować i wygrać 2.000 – 3.000 Euro, a nie zbierać datki. Tak przelatuje rok za rokiem i potem pojawia się wrażenie straconego życia.
Wielka mi sensacja. Z zawodnikami o 120 punktow slabszymi przegrywa sie wcale nie tak rzadko.