Odbiór literatury szachowej może być różny, w zależności od tego, co czytelnik oczekuje. Np. kiedyś oglądałem książkę Anatolija Karpowa poświęconą analizom jego partii. Okazało się, że te analizy polegały na podaniu wariantów i ich oceny końcowej w postaci typowych symboli, takich jak np.: +-, -+, ±, !, itp. Dla zaawansowanego szachisty taka forma analizy i ocen może jest wystarczająca, ale dla przeciętnego amatora, już nie. Dlatego zwracam uwagę na książki, w których są przedstawione analizy słowne, wyjaśniające sens danych posunięć. Przykładem mogą być bardzo ładnie skomentowane miniaturki, prezentowane na stronie am Moniki Krupy. Kilka lat temu były dostępne w Internecie analizy partii, świetnie skomentowane przez Siergieja Szypowa. Po jakimś czasie usunięto je, prawdopodobnie ze względu na komercjalizację tej działalności.
Nie jest łatwo studiować literaturę szachową w językach obcych, jeżeli nie włada się nimi biegle. Dla osób ze średniego pokolenia, w zasięgu wzroku może literatura wydana w języku rosyjskim. Tu procentuje dawna nauka tego języka w szkołach podstawowych i średnich, za czasów tzw. „komuny”. Pomimo braku styczności z tym językiem, pewne jego elementy utrwaliły się w naszych głowach na tyle, że pozwalają przeczytać i (po krótkim treningu ze słownikiem) zrozumieć szachowe teksty napisane po rosyjsku. Dla osób znacznie młodszych stanowi to poważny problem, gdyż zazwyczaj nie są w stanie nawet odczytać „bukw”. Dla nich to jest autentycznie język obcy, wręcz niechciany.
Ciekawe byłoby przeprowadzenie ankiety, polegającej na głosowaniu na wybrany rodzaj literatury szachowej: w postaci tradycyjnych papierowych książek oraz wersji elektronicznej. Myślę, że statystyka odpowiedzi byłaby zgodna z profilem wiekowym respondentów. U młodszego pokolenia przeważałyby odpowiedzi „za” literaturą elektroniczną, zaś u osób starszych, „za” tradycyjnymi książkami. Oczywiście forma elektroniczna publikacji (nie tylko szachowych) ma wiele niezaprzeczalnych zalet, do których należy zaliczyć: łatwość i szybkość przesyłki („ściągania” z Internetu), dostępność (bez względu na siedzibę sklepu towar jest osiągalny, przynajmniej teoretycznie, na całym świecie), minimalna objętość fizyczna (problem właściwie nie istnieje, gdyż np. dokument w formacie PDF nie ma objętości w klasycznym rozumieniu), a w dobie pojemnych nośników (płyty DVD, dyski zewnętrzne, pendrive) nawet kilkaset megabajtów jest dosłownie fraszką. Wybierając się na turniej nie trzeba wieźć ze sobą ciężkich walizek z podręcznikami czy zbiorami partii, gdyż wystarczy zabrać malutki dysk wymienny, na którym może znaleźć się ogromna biblioteka szachowa z setkami podręczników i czasopism oraz nieprzeliczonymi ilościami partii szachowych.
Elektroniczne formy literatury szachowej umożliwiają też łatwe popularyzowanie tej gry, gdyż oprócz podręczników szachowych i czasopism, producenci wydają też świetne oprogramowanie, zachęcające potencjalnych graczy do zainteresowania się szachami. Oprócz tego, w Internecie jest mnóstwo stron poświęconych analizom i zadaniom szachowym, zarówno do „ściągnięcia” w wersji PDF, jak i do czytania on-line. Ważnym aspektem informatyzacji świata szachowego jest znaczne przyspieszenie obiegu informacji w „przyrodzie”. Obecnie nie trzeba już czekać tygodni na ukazanie się zapisu partii z turniejów, gdyż te są w tzw. czasie rzeczywistym (ewentualnie z króciutkim opóźnieniem) transmitowane w Internecie. Szachy stały się częścią elektronicznego „Matrixa”, w którym żyjemy, i którego nie chcemy likwidować, vide wspomnienia ze znanego filmu s-f.
Oczywiście wyrazy zachwytu nad elektronicznymi formami literatury szachowej mają gdzieś swój kres. Jestem przekonany, że tradycyjne książki nie umrą, a przynajmniej ten proces nie jest bliski. Pomimo wszechobecności komputerów, telewizji, cyfrowego tego-i-owego, papierowe książki mają się dobrze i chyba nic nie może ich zastąpić. Po pierwsze, książki są namacalnym przedmiotem, który daje ich właścicielowi satysfakcję z posiadania. Czy można się podobnie cieszyć elektroniczną wersją takiej publikacji na pendrive czy płycie DVD? Chyba nie do końca, a przynajmniej w inny, mniej zadowalający sposób. Książki można czytać w każdym miejscu, nieomal w każdej pozycji. A tego z komputerem się nie zrobi. Może z tabletem? To już łatwiej, ale z mojej praktyki wynika, iż zdecydowana większość osób woli czytać teksty wydrukowane, a nie „wlepiać” oczy w wyświetlacz laptopa bądź tabletu. O wiele łatwiejsze jest kartkowanie książki niż pliku PDF czy DOC na ekranie komputera. Jest to szczególnie dobrze zauważalne, gdy trzeba wiele razy „skakać” po jakimś tekście. W takim przypadku wolę go wydrukować, niż jeździć kursorem po ekranie, w górę i w dół. Niewątpliwą zaletą książek jest to, że bez względu na upływ czasu, można je odczytać. Nie stanowi dla nas problemu odczytanie (ale ze zrozumieniem to już całkiem inna sprawa) książek wydanych w XX, XVIII czy XV wieku. Podobnie potrafimy rozłożyć na stole i przestudiować papirusy egipskie. A proszę spróbować odczytać np. pliki tekstowe czy graficzne, zapisane przed kilkunastu laty w programach, które już nie są dostępne na rynku. Sam mam kilka ważnych plików z edytora tekstu, które utworzyłem 10(!) lat temu, a obecnie nie mogę ich otworzyć w żadnym programie. „Konia z rzędęm” temu, kto to zrobi.
Krzysztof Kledzik