W związku ze zbliżającymi się Mistrzostwami Europy chciałbym przekazać swoje uwagi na temat powoływania reprezentacji. Jak wiadomo reprezentacja Polski to grupa zawodników o najwyższych aktualnie rankingach. Takie podejście jest bardzo wygodne dla kierownictwa Polskiego Związku Szachowego, gdyż praktycznie nikt nie odpowiada za wynik. Wysłaliśmy najlepszych /? / i już. A jeszcze czasami wynik jest przyzwoity, wiec takie postępowanie znajduje uzasadnienie. Jednakże uzyskiwane wyniki są w sumie przypadkowe i o budowie silnej, przyszłościowej reprezentacji nie ma mowy.
Obecnie we wszystkich dyscyplinach sportu istnieją listy rankingowe zawodników, lecz reprezentacje ustalane są przez selekcjonerów, a nie automatycznie według listy rankingowej. Ranking spełnia rolę pomocniczą. Prezes Sielicki jako mistrz brydżowy zna zapewne historię Blue Teamu, narodowej reprezentacji Włoch w brydżu sportowym, która w okresie 1956 – 69 była dziesięć razy pod rząd mistrzem świata i dwukrotnie zdobyła mistrzostwo olimpijskie. Nie grającym kapitanem tej drużyny był Carlo Alberto Peroux, który spełniał rolę selekcjonera. Zorganizował on dwa ośrodki szkoleniowe i ustalał skład reprezentacji w oparciu o wyniki, obserwację gry kandydatów do reprezentacji oraz ocenę ich podejścia do gry.
Uważam, że skład szachowej reprezentacji Polski powinien być ustalany przez selekcjonera, który będzie mieć na uwadze wyniki bieżące jak i przyszłościowe. W końcu reprezentacja liczy sześć osób, w meczu grają cztery a przeciwnicy są bardzo zróżnicowani pod względem siły gry. Selekcjoner powinien brać pod uwagę nie tylko ranking, ale aktualnie osiągane wyniki w powiązaniu z trudnością turniejów, w których uczestniczą potencjalni reprezentanci, analizę granych przez nich partii oraz ocenę ich podejścia do gry. Nie chcę tu oceniać obecnych reprezentantów ale np. to co robił na turnieju w Polanicy arcymistrz / ? / Małaniuk kompletnie dyskwalifikuje go jako zawodnika.
No ale reprezentacja z listy rankingowej została wyznaczona i pozostaje trzymać kciuki, aby uzyskany wynik był jak najlepszy. Nie słyszałem co prawda, by PZSzach ustalił jaki wynik uzna za dobry. Reprezentacja Polski ma czternasty ranking i być może każde miejsce lepsze od czternastego będzie ogłoszone sukcesem. Ale tego już nie chcę komentować.
Włodzimierz Przybyła w latach 70-tych minionego stulecia zaliczał się do czołówki Bydgoszczy. Później – z uwagi na studia i pracę zawodową – zrezygnował z czynnego uprawiania szachów. Przez wiele lat grał w turniejach korespondencyjnych i w tej dziedzinie odnosił swe największe sukcesy. Oprócz w szachy gra też w brydża. Obecnie mieszka w Oławie.
Polemika Włodzimierza Przybyły jest bardzo cenna i wnosi nowe impulsy do dyskusji dotyczącej kryteriów powoływania reprezentacji kraju na najważniejsze imprezy.
Rzeczowy i słuszny wpis. Jestem ciekawy, jaka będzie kolejność naszych szachownic, bo to ciągle nie jest ustalone.
To tylko w polskich szachach jest taka paranoja, że arcymisie tworzą dla siebie regulaminy ustalania kadry. W ten sposób dyskryminuje się młodych i utalentowanych zawodników. Szachiści powini brać wreszcie przykład z brydżystów.
Polemika Włodzimierza Przybyły spotkała się z żywym rezonansem wśród znajomych szachistów i działaczy. Wszyscy, którym zależy na prawidłowym rozwoju szachów wyczynowych w Polsce, zgadzają się z autorem tekstu. Przytaczam interesujący komentarz znanego trenera, który chce pozostać jednak anonimowo:
Pan Przybyła ma generalnie rację. Wyłanianie reprezentacji wg rankingu powinno dotyczyć tylko czołowych zespołów świata, których zawodnicy mają dziesiątki sprawdzianów w superturniejach. Natomiast nie jest dobrym posunięciem stosowanie tego schematu dla przeciętnych zespołów. Tu powinien selekcjoner ustalać 1-2 zawodników, a pozostała trójka powinna być wyłoniona w MP lub dodatkowych eliminacjach o konkretne miejsca. Tak postępował PZszach w dawnych latach, kiedy to Polacy czynili największe postępy i zdobywali na olimpiadach 7-8 miejsca. Składy drużyn były wyłaniane w drodze eliminacji w latach 60 i 70, co można sprawdzić w starych miesięcznikach.
Obecne rankingi Polaków raczej wynikają z braku poważnych startów, niż z udziału w zawodach światowych i dlatego nawet selekcjoner byłby lepszy od rankingów.