Kilka lat temu – w czasie seminarium dla niemieckich trenerów w Berlinie – zaprezentowałem moją książkę “Kompozycja w szkoleniu szachisty” i tym samym spowodowałem dyskusję na temat “Znaczenie kompozycji w szkoleniu zawodników”.
Zagadnienie było niektórym trenerom już dobrze znane, bowiem kilka lat wcześniej mieliśmy spotkanie z Markiem Dworeckim, który na bazie pouczających studiów pokazał plusy korzystania z takiej formy treningu.
Moją intencją było pokazanie, że inne kompozycje mogą mieć również kolosalne znaczenie w procesie szkolenia. Ale to musi być dobrze wybrany zbiór zadań, w których centralną rolę odgrywa przede wszystkim trudny do wykrycia wstęp. Większość uczestników było jednak zdania, iż tylko studia mają aspekt szkoleniowy.
Nagle dyskusja rozszerzyła się o solving. Tutaj byli wszyscy zgodni, że to nie ma nic wspólnego ze szkoleniem w szachach. Trudno jest bowiem propagowanie czegoś, co jest sprzeczne z zasadami królewskiej gry. Dokładnie chodzi o to, że samomaty i maty pomocnicze nie mają nic wspólnego z normalną grą w szachy.
Jeden z uczestników dalej kontynuował dyskusję: “Kiedyś zainteresowałem się rzucającym w oczy zjawiskiem, że w zawodach solvingowych na czele są ciągle te same nazwiska. Wielkich zmian praktycznie się nie widzi. To zdopingowało mnie do wyjaśnienia tego przypadku. Zacząłem analizować uczestników najbliższych mistrzostw świata i Europy. Okazało się, że około 80% to osoby pochodzące głównie z szeregów problemistów. Natomiast 20% to zawodnicy. Niekoniecznie aktywni, ale posiadający wysokie tytuły w grze praktycznej, np. arcymistrz Nunn. Mam wrażenie, że tutaj jest jakaś nieprawidłowość. To jakby kazać się ścigać mistrzowi świata formuły 1 Michaelowi Schumacherowi ze zwykłymi kierowcami. Moim zdaniem nie można porównywać zwykłego problemisty z szachistą praktykiem. Problemiści to przeważnie słabi gracze i w rywalizacji z silnym szachistami nie mają żadnych szans. To wyjaśnia problem, że w solvingu nie ma praktycznie żadnej konkurencji. Od lat ci sami zawodnicy dominują w mistrzostwach Europy i świata. Tutaj nie ma prawdziwej sportowej rywalizycji. Gra toczy się do jednej bramki. Trzeba więc z tej konkurencji wykluczyć wszystkich wyczynowych szachistów. Solving jest ściśle związany z kompozycją szachową“!
Wyraziłem swoją opinię: „Ciekawa teoria, lecz praktycznie nie do zrealizowania. To są przecież imprezy otwarte dla każdego. Podobnie w turniejach szachowych typu „open” każdy może startować po opłaceniu wpisowego. Można by ewentualnie organizować – podobnie jak w szachach turniejowych – zamknięte turnieje solvingowe. Ale do tego nigdy nie dojdzie, bo organizatorom chodzi o przyciągnięcie jak największej ilości uczestników, aby tym samym zbić jak największą kasę”!
Część szachistów przechodzi z typowej gry do solvingu. Ciekawe, ile osób decyduje się na odwrotny kierunek, i czy mają jakieś szanse na większe osiągnięcia?