Polanickie wspomnienia.
W 1991 roku po raz kolejny odwiedziłem Polanicę Zdrój. Tym razem jednak jako „człowiek od wszystkiego” . Memoriał A. Rubinsteina został reaktywowany, ale termin był wrześniowy.
Rundy rozgrywane były po południu i okazało się, że sala turniejowa „nie trzymała ciepła”. Konstrukcja ściany zewnętrznej charakteryzuje się dużą przeszkloną powierzchnią, przez którą słońce wślizgiwało się na szachownice arcymistrzów, ale ciepło okazało się deficytem.
Pierwszy zmarzł świetnie mówiący po polsku, Oleg Romaniszyn. Miał najbliżej do drzwi wejściowych, które często otwierały się dzięki miłośnikom królewskiej gry.
Oczywiście sala wyposażona była wówczas w „grzejniki” w postaci żeliwnych długich segmentów, raczej montowanych w robotniczych pakamerach a nie w salach koncertowych!
Cóż było robić, były one ledwie letnie, a zapewnienia organizatorów, że palą, żywcem przypominały odpowiedź palacza z kultowego „Misia”:” Pani kierowniczko pani się pyta czy ja palę?”- pytał palacz trzymając ramieniem słuchawkę i odpalał kolejnego papierosa od papierosa. Dr A. Filipowicz powiedział krótko: Andrzej zrób coś z tym!
Przypadła mi więc w udziale wizyta w kotłowni pobliskiego DW nr 1, skąd miało płynąć kojące „ciepełko” do sali koncertowej. Byłem zaskoczony pozytywnie rozmiarem kotła, spodziewając się jakiegoś zabytku. Spojrzałem na manometr, zajrzałem na palenisko i już wiedziałem. Okazało się, iż po krótkim i owocnym szkoleniu, które udało mi się przeprowadzić, palacz zmienił bieg rusztu na szybszy i ciepło popłynęło..
W turnieju polanickim brał udział (trzykrotnie) Andras Adorjan. Prócz gry w szachy zajmował się swoistym „marketingiem”. Rozdawał miłośnikom szachów folder „Black is OK”, w skład którego wchodził także komplecik plastikowych figur i szachownicy. Załączam fotografie tego cuda.
Sam arcymistrz sprawiał dziwne wrażenie. Ponieważ przygotowywałem salę do kolejnych rund, miałem możliwość obserwowania go przed rundami. Pojawiał się najwcześniej, zasiadał przy swoim stoliku i odprawiał swoiste czary. Okazało się, że jest zwolennikiem eliksirów i maści z tajemniczych węży. Pachniało to dziwnie a on smarował sobie skronie i przy okazji figury, ale raczej przeciwnika..
Widocznie jednak były one niezbyt dobrej jakości, zaWĘŻAły go, i po zdobyciu 6 punktów nawet nie załapał się na pudło. Może podziałały na przeciwników, zwłaszcza polaka Roberta Kuczyńskiego, który wypełnił normę arcymistrzowską.
Zresztą przyniósł szczęście w 1970 roku Wł. Schmitdowi, który wówczas także wypełnił normę arcymistrzowską.
W nawiązaniu do smarowania zdarzyła mi się komiczna sytuacja: na jednym z turniejów najmłodszy uczestnik, klęczący na krzesełku, jest obserwowany przez kibiców w końcowej fazie partii. Jednym z obserwatorów jest emerytowany nauczyciel, który z niezmiernie poważną miną zwraca się do mnie:
-Panie Andrzeju, ten dzieciak oszukuje!!
Spoglądam na szachownicę, na nauczyciela, znów na szachownicę!
-Ależ skądże- stwierdzam..Na czym polega to oszustwo?
-No przecież on dłubie w nosie i potem figury się kleją!!- odpowiedział poważnie emeryt.
Ledwie powstrzymałem się od głośnego wybuchu śmiechu a on razem ze mną – dałem się nabrać.
Andrzej Sobolewski
Czerwiec 2011
Dzień dobry Panie Jerzy
Czy byłaby mozliwość nawiązania kontaktu z Olgiem Romaniszynem za Pańskim pośrednictwem?
Witam!
Niestety nie mam kontaktu z arcymistrzem Romaniszynem. Proponuję skontaktowanie się z biurem Polskiego Związku Szachowego. A może ktoś z Internautów ma z nim kontakt? Proszę o wiadomość.