Ostatnio na blogu Mateusza Bartla uaktywnił się osobnik używający ksywki „Shrek 1953”. Wpisał także swój komentarz na moim blogu w kategorii „Mateusz Bartel w nowej roli! (1)”. Poznałem tego anonima, mimo że wstydzi się ujawnić swoje oblicze. Retoryka jego wpisów jest mi dobrze znana od lat.
Zacznę od początku. Znamy się już od dawna. Byliśmy kiedyś dobrymi kolegami. Jako trener kadry zapraszałem go na zgrupowania juniorów. Zawsze ceniłem jego wiedzę ogólną. Mieliśmy jednak różne poglądy na temat pracy nad debiutami. Tę polemikę między nami opisałem nawet na mojej stronie. Ale to nie było przeszkodą w dalszym korzystaniu z jego wiedzy na kolejnych zgrupowaniach. Uważam, że każdy trener ma prawo do wygłaszania swoich teorii!
W czasie mojej pierwszej sesji na Akademii Młodzieżowej w Zakopanem w 1999 roku zadałem pytanie, dlaczego nie ma znanego szkoleniowca? Okazało się, że popadł w niełaskę pewnego kolegi-trenera, który akurat miał władzę. Z tego powodu „Shrek1953” wypadł na kilka lat z obiegu. Nawiązałem z nim kontakt emailowy. Uważałem, że powinien wrócić – z takim doświadczeniem trenerskim – do pracy w Akademii. W pewnym momencie zaproponowałem nawet jego kandydaturę do wyjazdu w roli trenera na ważne mistrzostwa. Moja sugestia została jednak odrzucona, ponieważ „Shrek1953” nie był w tym czasie znany w kręgach młodzieżowych.
Spotkaliśmy się w marcu 2003 roku w Warszawie. Było miło powspominać stare młodzieńcze lata. Mieliśmy dalej kontakt poprzez pocztę elektroniczną. Po moim artykule „Quo Vadis polskie szachy” kolega „Shrek1953” stanął po stronie Ryszarda Bernarda. Nie przekonały go moje argumenty, że powinno się dostosować działalność Akademii do nowych standardów epoki. Akademia nie wychowała do tej pory żadnego klasowego zawodnika. Powinno się więc w jakiś sposób ją unowocześnić. Może da to pożądany skutek! „Shrek1953” nie dał się przekonać. W pewnym momencie nasze drogi się rozeszły. Potem zrozumiałem dlaczego kolega tak zażarcie bronił Ryszarda Bernarda. Okazało się, że dyrektor Akademii zaproponował mu współpracę!
cdn.
Oprócz różnych dobrodziejstw, Internet wprowadził w życie nową, myślę że niezbyt dobrą jakość, dotychczas spotykaną raczej na małą skalę. Chodzi o anonimowość i wynikające z niej przyjemne poczucie, że nikt nie wie kim jestem, że mogę ukryć się pod dowolną ksywką i nikt mnie nie zidentyfikuje. Pod dowolnym pseudonimem można wszystkich wytykać palcami, i polemizować ile wlezie, bo „ja to nie ja”. Tylko że właściwie z kim się rozmawia na forach i blogach? Z zielonym ogrem z bagien? Dlaczego osoby mające coś do powiedzenia (można się z nimi zgadzać albo nie) zasłaniają się pseudonimami? Prawdopodobnie gdybym pisywał na blogu am Bartla pod jakimkolwiek nick-iem, chociażby „Jożin z bażin”, to moje komentarze nie wzbudziłyby tam większego zainteresowania. Co innego, gdy przedstawiłem się z imienia i nazwiska. Wtedy łatwo pojawiają się takie stwierdzenia jak „…Przyznam, że podobnego bełkotu dawno już nie czytałem. Cóż, ten jeden przykład powinien uświadomić nam, z kim mamy do czynienia…”. Oj, ale reprymenda od…? No właśnie od kogo, od zielonego ogra?
Podpisano
„Jożin z bażin”
😉
Panie Kledzik, ale pan się podpisuje „Jozin z Bazin”… Nikt pana nie zna, nikt nigdy o panu nie słyszał. Niczym się pan nie różni od „Shreka”. Przyjdz kolego na jakiś turniej, ludzie zobaczą czy jesteś autentyczny to porozmawiamy. Informuję zawczasu również, że nie będę z panem polemizował, nie dyskutuję w internecie z anonimami
Dziękuję za propozycję przyjechania na jakiś turniej w celu uwiarygodnienia mojej tożsamości, ale nie uważam abym musiał to zrobić. Zresztą co miałbym tam robić? Chodzić i okazywać wszystkim mój dowód osobisty? I przekonywać, że ja to ja? Nie wiem, czy zwrócił Pan uwagę, ale moje nazwisko jest jawne, mam własną stronę internetową, można mnie łatwo „namierzyć” na stronie Wydziału Chemii Uniwersytetu Gdańskiego. Myślę, że to w zupełności wystarczy, aby nikt mnie nie posądzał o podszywanie się pod inną osobę. Na pewno nie będę publicznie podawać swojego peselu.
Na tej zasadzie, to równie dobrze można by wzywać Jerzego Konikowskiego, Mateusza Bartla i rodzinę Soćków aby udowodnili, że ich strony internetowe oraz ich komentarze i wszelkie polemiki są rzeczywiście ich, a nie kogoś innego.
Panie Krzysztofie!
Co do bełkotu to najwyraźniej nie zamierza Pan pojąć w czym rzecz. O czy tu dyskutować? Prowadzę prywatna korespondencję z bardzo wieloma ludźmi. Swego czasu prowadziłem również z Mistrzem Jerzym. Gdybym ujawnił fragmenty tej korespondencji dopiero by się Czytelnicy zdziwili!
Jedyną reakcją moim zdaniem na ujawnienie prywatnej korespondencji jest utrata zaufania.
W końcu nie wiadomo czy nie zostanie ona ujawniona więc, gdzie tu miejsce na prywatność, szczerość?
Przyznaję, że postawa Radka mnie nieco dziwi. Współpracował z Mistrzem 4 lata a to sporo. Pracował też krótko acz intensywnie z Włodkiem Szyszkinem. W wywiadzie dla „Mata” umieszcza ich obu w kategorii tych „z którymi współpracował” i „w mniejszym lub większym stopniu” mieli wpływ na jego rozwój.
Jednocześnie mam świadomość, że to Radek decyduje kto najbardziej przyczynił się do jego rozwoju szachowego i on ostatecznie może o tym rozstrzygać.
Jest to prywatna sprawa tych Panów a nam nie przystoi kibicować w tym sporze i dlatego uważam, że powinni ew. nawiązać ze sobą kontakt i sobie to
wyjaśnić a nie wywlekać sprawy osobiste na forum. Stad mój niesmak co do ujawniania prywatnej korespondencji i przekonanie, że bełkotem jest stawanie w obronie takiego postępku przy ożyciu języka charakterystycznego dla prawniczych wybiegów mogących wyjaśnić i uzasadnić wszystko.
A przy okazji co to panu przeszkadza jaki mam nick? Nie znieważam Pana a ni Mistrza Jerzego a co do bełkotu to każdemu może się zdarzyć i wyjaśniłem o co tu chodzi.
Chyba ważniejsze jest jakie mamy argumenty niż to jakich używamy imion?
Z poważaniem!
Mistrzu Jerzy!
Dałem wystarczająco dużo informacji odpisując p.Kledzikowi aby każdy naprawdę zainteresowany mógł się zorientować z kim ma do czynienia. Już sama nazwa wiele sugeruje. Gdybym tak bardzo się wstydził i chciał pozostać anonimowym to jednak byłbym ostrożniejszy chyba?
Poza tym to nick a nie ksywka. Ksywka dotyczy zupełnie innego obszaru życia i nie mam z tym nic wspólnego.Radziłbym zatem trafniej dobierać terminy.
Czyli nie będzie braw za przenikliwość Mistrzu!
Raczej mam zastrzeżenia co do formy wypowiedzi.
Używam tego nicka bo go lubię po prostu i tyle.
Dalszy wywód jest typowy dla Mistrza!
Wspomnieć dawne lata, łaskawie przypomnieć jak to się wspierało kolegę renera i zadziwić jak to pobłądził mając niesłuszne poglądy poglądy.
A w końcu to olśnienie co do współpracy z Akademią i „Matem”. I wszystko jasne. Ten sam schemat, człowieka niezrozumianego ,skrzywdzonego atakowanego nie wiedzieć czemu i poznającego sedno zagadnienia.
Moje opinie na temat Ryszarda Bernarda przekazywałem Mistrzu Tobie w listach prywatnych. Nie występowałem z nimi publicznie.
Choć oczywiście ich nie zmieniłem.
Może jest też inna ,poza tą prosta, jeśli nie prostacką motywacją, którą Mistrz ujawnia a która mną kierowała ,gdym Go bronił?
Wniosek ,który wyciągnąłeś Mistrzu jest Twoim wnioskiem, interpretacją faktów i dobrze byłoby abyś zaczął to odróżniać.
Przede wszystkim kierowałem się i kieruję moim przekonaniem, że jest to człowiek sumienny, uczciwy do bólu, pracowity, oddany szachom a przy okazji mimo pozoru dystansu bardzo życzliwy i koleżeński.
Wiem, że brzmi to jak z laurki ale takim Go widzę i doprawdy nie wiem dlaczego miałbym być innego zdania. Swoją pracę w Akademii wykonywał bez zarzutu. Miałem wielokrotnie tego dowody.
Co zaś tyczy się współpracy z „Matem” to dalej brniesz w swej wyobraźni.
Zdaję sobie sprawę, że „Mat” jest oficjalnie organem PZszach.
I co z tego?
Zajmuję się szkoleniem młodych adeptów sztuki szachowej a nie polityką
Na temat wielu działań PZszach , prezesa, nie wypowiadam się bo nie mam wystarczającej ilości informacji .
Za swą współpracę dla „Mata” nie oczekuję od wzmiankowanych specjalnych awansów.
Zaproponowano mi ją nie dlatego ,że chwaliłem bądź będę chwalił działania PZSzach ale dlatego, że jak się wydaje miałem coś ciekawego do powiedzenia na temat pracy z dziećmi.
Jestem pasjonatem szachowym i staram się dzielić tą pasją z tymi, którzy są zainteresowani.
Zatem ponawiam swe pytanie: „Czy mogę mieć własne poglądy?”
Bo jeśli nie to nie ma o czym pisać a jeśli tak to je mam.Nie musimy się zgadzać co nie znaczy, że jestem w błędzie i trzeba mnie koniecznie”naprostować’.
Z poważaniem!
O tym „bełkocie” i anonimowości napisałem komentarz w „Mateusz Bartel w nowej roli! (1)”. Nie chodzi mi o wybór nick-a, ale o to, po co wogóle go stosować. Skoro dochodzi do polemiki, to oponenci powinni wiedzieć z kim dyskutują. Trudno rozmawiać z bliżej nieokreśloną postacią.
Ja nie mam problemów z wymową i nie bełkoczę. Jakiś czas temu am Gajewskiemu puściły nerwy i od tamtego czasu słowo „bełkot” robi karierę. Skoro uważa Pan że nie mam racji i posługuję się błędną argumentacją, to proszę o wyrażanie tego w nieco inny sposób.
W dalszym ciągu nie próbuje Pan zrozumieć czego ów bełkot dotyczy, choć wyjaśniłem to już dwa razy. Może warto przeczytać. I nie unikać istoty zagadnienia. To zresztą typowy chwyt, używany w tzw. polemikach.Istotą zagadnienia była obrona , uzasadnienie cytowania korespondencji prywatnej a na to się nie doczekałem odpowiedzi. Tylko czepianie się słówek i właśnie przeinaczanie wypowiedzi. Bełkot nie musi przecież dotyczyć mowy ale może być związany ze formułowaniem myśli.
Tak można bez końca.Tam ,gdzie nie ma argumentów lub racji nie odzywać się i czepiać się jakiegoś słówka. I wciąż mieć rację! A to najważniejsze przecież!
A co Panu przeszkadza , że stosuję nick a nie jak twierdzi Mistrz Jerzy ksywkę?. Trzeba mieć jakieś argumenty a nie pisać o sprawach zupełnie nieistotnych w tym momencie.
nazwisko ,może być dla tych ,którzy nie znają człowieka także nickiem. A inni jak pisałem rozszyfrują je bez trudu. Mistrz Jerzy to zrobił.Wcale zresztą nie starałem się aż tak ukrywać. W konkluzji prosiłbym o ustosunkowanie się do meritum zagadnienia
Czy mógłby Pan znaleźć inne słowo na określenie mojego stanowiska, zamiast tego „bełkotu”? Z góry dziękuję.
A co za różnica, czy Pana pseudonim został określony jako nick, czy ksywka? Czy chodzi to, że to ostatnie słowo pochodzi z gwary więziennej? Tak się składa, że język ewoluuje i wiele zwrotów z gwar hermetycznych wchodzi do powszechnego użycia, często zmieniając swoje znaczenie. Podobnie jak zwrot „nie kumać”, który był charakterystyczny dla wspomnianej gwary więziennej, a obecnie wszedł na stałe do współczesnego słownika młodzieżowego.
Z całym szacunkiem dla Pana, ale nie czuję się zobligowany do publicznego wyjaśniania Panu szczegółów mojego poparcia dla Jerzego Konikowskiego ani wdawania się w dyskusje z dziedziny teorii prawa. Zresztą swoje stanowisko w tej sprawie przedstawiłem wielokrotnie na obu blogach, zaangażowanych w tą sprawę.
Panie Krzysztofie!
jest to jednak pewna różnica czy nick czy ksywka. zwłaszcza, że do mowy potocznej weszła i została użyta przez Mistrza Jerzego w sposób budzący wątpliwości.
Nie zamierzam polemizować na temat teorii prawa. Prosiłem o ustosunkowanie się do meritum zagadnienia i wyjaśniłem jak je rozumiem. Nie doczekałem się niczego innego niż dalszego uczepienia się słowa „bełkot”.
Przecież jedyne co Pan napisał w charakterze wyjaśnienia to owa „klauzula tajności” tak jakby to coś wyjaśniało
Przyczyna pana poparcia dla Mistrza Jerzego mnie nie interesują i nie pytałem o nie.Chyba, że znowu ktoś podszył się pod mój nick. proszę mi zacytować może, gdzie zadałem takie pytanie?
Z poważaniem!
W takim razie nie używajmy słowa nick, bo to jest zapożyczenie z języka angielskiego, ale zastąpmy je zwrotem „pseudonim”.
Czy warto rozdrapywać rany z powodu mojego komentarza do zaprezentowania maili od Radka? Czy warto wdawać się w dyskusję o prawnych aspektach możliwości ujawnienia korespondencji? Chyba nie warto. Zresztą, dlaczego tamten mój komentarz wzbudził aż takie emocje? Tego nie rozumiem.
Gdyby w przypadku Pana wypowiedzi, jak echo, docierałyby te „bełkoty”, to pewnie Pan też czułby się zniesmaczony.
O przyczynach poparcia pana Jerzego napisałem w związku z Pana komentarzem w „Shrek1953″ polemizuje! (2)” oraz dlatego, że Pana niektóre wpisy zinterpretowałem (błędnie) jako sugestię wytłumaczenia mojego stanowiska.
Proponuję, zakończmy dyskusję, bo widzę że obaj mówimy o różnych sprawach, i ta polemika do niczego nie prowadzi.
Panie Krzysztofie!
pseudonim to już znacznie lepiej. dziękuje!
Moje i nie tylko moje emocje budzi cytowanie prywatnej korespondencji i to wydaje się być oczywiste.
a moje emocje i zdziwienie budzi uzasadnianie tegoż. Ja nie widzę żadnego uzasadnienia oprócz zgody Radka. O żadne prawne aspekty mi nie chodzi! Chciałbym aby Pan to zrozumiał po tak wielu próbach przekazania tak prostego stanowiska.
Moje wpisy zapewne Pan zinterpretował błędnie bo nigdzie o Pana motywacje nie pytałem .
Możecie mieć przecież wspólne bądź zbieżne poglądy.
Ta dyskusja nie prowadzi do niczego ze znanych powodów o, których już pisałem.
Nie mówimy o różnych sprawach tylko nawet nie usiłuje Pan w pewnych sprawach zrozumieć mojego stanowiska.
Mistrz Jerzy ma swoje poglądy, Pan swoje a ja swoje.Ważne abyśmy wiedzieli o co nam chodzi. I tu jest problem.
Pan przynajmniej się stara i naprawdę doceniam to. Mistrz Jerzy niestety nie podejmuje starań. I to może napawać smutkiem po latach znajomości
Z poważaniem!
Panie Krzysztofie!
Mój niesmak budzi traktowanie Dworeckiego protekcjonalnie. Jako „żywego pomnika” minionej epoki. Nie chcącego uznać, że teraz się pracuje nad szachami inaczejtak jak to pisze Mistrz Jerzy.
Dworecki nieprzerwanie od kilkudziesięciu lat pracuje z wybitnie uzdolnionymi ludźmi i wielu wspomina ta współpracę jako przełomową w ich drodze szachowej.
To jego pasja i zawód. I nie ulega wątpliwości, że zna się na tym jak mało kto.
Mistrz Jerzy zajmuje się głównie debiutami. I dobrze. Był i jest pasjonatem i każdy kto Go zna wie o tym.
Ale każdy powinien mieć świadomość miejsca na swej drodze.
Spektrum zainteresowań Dworeckiego jest bardzo szerokie, znacznie głębsze niż tylko wiedza debiutowa. Zresztą specjalistów od wiedzy debiutowej jest wielu a trenerów-metodyków jak na lekarstwo.
Dlatego nie jest słusznym mówienie tylko o różnicy w podejściu, zwłaszcza ,gdy się zaznacza, że nie są to współczesne metody.
To mi się nie podoba.
Każdy ma swe poglądy i może je prezentować ale czy oznacza ,że musi jak tylko ma ochotę. To jest własnie ta ciemna strona internetu a raczej natury ludzkiej ,która pozwala go wykorzystać.
Zreszta nie tylko internetu. W licznych konmtarzach do partii Mistrz Jerzy napomina Radka, Macieje ,Kramnika , udziela im pouczeń itd.
Po co zwracać uwagę Kramnikowi, że ma taki czy inny repertuar debiutowy?
Ja bym się raczej zastanowił dwa razy.
Kramnik gra w szachy na super poziomie ,ma swych sekundantów, pomocników i raczej jest świadom co robi. Tak się wydaje. Albo pisanie , że Radka czeka jeszcze wiele pracy, jakby o tym nie wiedział. Tylko dzięki tej pracy przez wiele lat, jest tam ,gdzie jest i wie o tym doskonale.
Jak będzie potrzebował dobrej rady to sam się zgłosi do kogo trzeba.
Proszę zresztą porównać komentarz Mistrza Jerzego i Radka do partii z Nisipeanu.
Nie chodzi mi o to, który jest lepszy i takie tam. Chodzi o to, że w kilku miejscach można się doczytać jak głęboko zrozumiał i dopracował pozycję Radek. Pracował ładnych parę godzin w towarzystwie Ananda i innych wybitnych arcymistrzów.
Jest niepokojące dlaczego ma takie wahania formy ale zakładam, że pracuje nad tym.Dałbym mu zatem spokój z poradami tego typu
Mam swoje zdanie co do wielu obszarów dotyczących treningu szachowego. czy jednak muszę wciąż pisać, że ten i tamten to robią źle.
Nie razi mnie ,gdy inni mają takie czy inne poglądy, tylko, gdy zaczynają mi je wtłaczać do głowy i gardła na siłę.
I Dworecki i Kramnik mogą się mylić. Radek też.
I my także, więc może trochę więcej umiaru w ferowaniu wyroków w tych niekiedy zbyt zapalczywych ocenach.
Z poważaniem!
Mistrzu Jerzy!
Zacznę od cytatu
„Ostatnio na blogu Mateusza Bartla uaktywnił się osobnik używający ksywki „Shrek 1953″. Wpisał także swój komentarz na moim blogu w kategorii ” Mateusz Bartel w nowej roli! (1)”. Poznałem tego anonima, mimo że wstydzi się ujawnić swoje oblicze. Retoryka jego wpisów jest mi dobrze znana od lat.”
Szczegóły użycia i motywacje w przypadku nicka wyjaśniłem.
Okazuje się, że jako mający inne zdanie zostałem nagle „osobnikiem” mimo przeniknięcia przez zasłonę „ksywki”
I dalej:
„Spotkaliśmy się w marcu 2003 roku w Warszawie. Było miło powspominać stare młodzieńcze lata”
Tak to jest , gdy pamięć płata figle a pisze się tak aby odpowiednio naszkicować portret nikczemnika jakim rzekomo jestem.
Owszem wspominaliśmy ją ale nasłuchałem się przy okazji o tym jak to Mistrz nas czyli trenerów polskich krytykuje ale jak i też nas chwali.
Tym samym protekcjonalnym tonem.
Nie wiem za bardzo , gdzie nas chwaliłeś?
Jak sądzę większość czytających nie może stwierdzić kto tu pisze prawdę i w ogóle co ich obchodzą sprawy jakichś ludzi sprzed lat 7.
Otóż obaj piszemy prawdę tylko ja zapamiętałem także to co nie było wcale przyjemne.
Z poważaniem!
Ponieważ poprzedni komentarz Shreka1953 był skierowany do mnie, dlatego odpowiadam Autorowi, że naprawdę z przyjemnością go przeczytałem. Cieszę się, że możemy porozmawiać bez niepotrzebnych, negatywnych emocji. Pana komentarz jest ciekawy, i przeczytałem go z wielką chęcią i zaciekawieniem.
Nie jestem pewien, ale coś „mi chodzi po głowie”, że Kramnik kilka lat temu też miał problem z doborem debiutów, ale może coś pokręciłem, więc nie chcę się upierać. Radek ma spore wahania formy, które interpretuję jako skutki problemów opisanych przez Jerzego Konikowskiego. Oczywiście, to jest moja subiektywna opinia. Ale argumentacja pana Jerzego „trafia” do mnie.
W związku z odmiennym stanowiskiem dotyczącym metod treningu pana Konikowskiego i Dworeckiego, nasunął mi się przykład mojej osoby. Rzecz dotyczy pewnego aspektu dydaktyki chemicznej, zasygnalizowanej na mojej stronie internetowej w dziale „Praca”. Chodzi o pokazy doświadczeń chemicznych dla uczniów szkół średnich. Opisywany przeze mnie dr Tomasz Pluciński jest znanym, doskonałym dydaktykiem i nauczycielem akademickim (chemikiem) o szerokich horyzontach i ogromnym bagażu umiejętności.
Wiele lat temu dr Pluciński wprowadził mnie w arkana szczególnej „działki” dydaktycznej, jaką jest popularyzowanie chemii głównie wśród uczniów szkół średnich oraz wśród osób bardziej zaawansowanych wiekiem (np. na Bałtyckim Festiwalu Nauki). Z racji swoich, rzekłbym, nieprzeciętnych umiejętności i zaangażowaniu, natychmiast stał się moim mentorem (przez duże „M”). Zawsze go ceniłem i nadal cenię, i odnoszę się do niego z wielkim szacunkiem.
Ale z biegiem lat zacząłem zauważać pewne niedociągnięcia w jego działalności. Na podstawie swoich doświadczeń w pracy ze studentami i uczniami, wypracowałem własne podejście do tych zagadnień, w pewnych punktach znacznie odbiegające od tego, co prezentuje dr Pluciński. Oczywiście sa obszary, gdzie moje podejście do zagadnienia popularyzowania chemii jest całkowicie zgodne z tym, prezentowanym przez mojego mentora.
Czasami uważam że mój mentor robi źle pewne rzeczy i myślę, że zrobił bym je lepiej. Dlatego jestem w stanie polemizować z nim, wykazując mu przewagę moich racji. Ale pomimo różnic w podejściu do naszej działalnosci, nadal zachowuję wielki szacunek do dr Plucińskiego, i bardzo go cenię.
Dlatego bronię stanowiska pana Jerzego w polemice z metodami stosowanymi przez Dworeckiego uważając, że (użyję tu mocnego słowa, może zbyt mocnego) negacja pewnych aspektów działalności Dworeckiego nie ma nic wspólnego z postponowaniem jego osoby przez pana Jerzego.
Panie Krzysztofie!
Porównanie pracy dydaktycznej naukowca i arcymistrzów nie jet moim zdaniem adekwatne.
Pana mentor działał jawnie a jego metody i zakres materiałów znane.
powtarzane i sprawdzane wielokrotnie.
Jako pracownik naukowy mógł pan z czasem wzmocniwszy swe zrozumienie ,krytyczne spojrzeć na jego podejście.
Jeśli chodzi o Kramnika to niewiele wiemy bo nie jest on ani jego sekundanci i pomocnicy zainteresowany upublicznianiem swych metod.
Może mieć jak każdy jakieś problemy debiutowe lub inne ale byłby bardzo powściągliwy w ocenie z powodów oczywistych.
Jeśli chodzi o Dworeckiego to niech Pan poczyta jego książki i zobaczy czym się zajmuje. Wyjaśniłem to już przecież.
Nie wiedzę tu możliwości przeprowadzenia analogii jaką Pan sugeruje.
Z całym szacunkiem ale pomiędzy doświadczeniem Mistrza Jerzego a Dworeckiego jest przepaść i nie da się jej nadrobić tak jak w Pana przypadku i pańskiego mentora.
Nie ma żadnej potrzeby samobiczowania ale nie można także sugerować, choćby pośrednio, że znamy się na wszystkim.
Ta nieznośna dla mnie przywara wynika z potrzeby podtrzymania swego wizerunku.
Pewien mistrz hinduski powiedział do adepta ” potrzebujesz haka aby na nim powiesić swój obraz”.
I u Dworeckiego też można spotkać takie nutki, choć pewne z większym uzasadnieniem.Wystarczy robić to co się robi najlepiej a nie udawać, że mamy najlepsze rozeznanie, najlepsze, najnowocześniejsze metody itd.
Po co to?
To raczej życzenia i zaklęcia niż rzeczywistość.
Jak już wyjaśniałem razi mnie protekcjonalny ton w stosunku do człowieka o tak wielkim stażu , którego nie można zanegować czy „zanegować” dlatego, że ma się inne podejście do treningu.
Lektura książek, artykułów Dworeckiego pokazuje jak złudna jest tylko wiedza debiutowa, choćby i bardzo głęboka.
Dlatego nie ośmieliłbym się tak pisać o Dworeckim.
Na tej samej zasadzie na jakiej arc.Zajcew nie mówił nigdy po imieniu do Tala, mimo, że ten ostatni mu to przy pierwszej okazji zaproponował.
Można i trzeba mieć własne ścieżki tylko czy trzeba o tym informować, niekiedy wręcz natrętnie cały świat szachowy?
Co do wahań formy Radka to nie wiem co sugeruje Mistrz Jerzy,.Prosiłbym o wskazanie innych argumentów niż wąski repertuar debiutowy.
Radek został skrytykowany za grę w Holandii a przecież wicemistrzostwo Europy zdobył zaraz potem.
To jak to jest?
Zmienił repertuar, dopracował go w tak krótkim czasie?
Mistrz Jerzy może być dla Pana mentorem szachowym ale z powodów , które wyłuszczyłem wcześniej nie może pan raczej wykonać tego samego „zabiegu” co opisanym przez pana przypadku, zwanym „odcięciem pępowiny” Dzieli Was poważna różnica w doświadczeniu szachowych, zrozumieniu szachów i to będzie panu trudno przekroczyć!
Z poważaniem!
Panie Krzysztofie!
Jeszcze kilka uwag odnośnie mentorstwa. W opisanym przez Pana przypadku sam Pan wybrał jako mentora dr.Plucińskiego jak mniemam. Niezależnie od Jego zapewne wybitnych zalet była to Pana decyzja. I to jest jedyna prawidłowa relacja. Nie można tego narzucić ,wymusić.
Mistrz Jerzy natomiast stara się być mentorem dla działaczy, trenerów,szachistów, słowem wszystkich, którzy mają coś wspólnego z szachami.
I robi to „siłowo”, starając się nim być za wszelka cenę.
Swego czasu mój jedyny trener szachowy śp. Witold Balcerowski nauczył mnie jak analizować, być krytycznym w stosunku do najmędrszych nawet komentarzy.
Było to wspaniałe jak teraz widzę z perspektywy lat!
Jednak już po latach, pewnego dnia zaczął być natrętny,próbując wkroczyć nieomal we wszystkie aspekty mojego życia.
I wreszcie powiedział mi, że chciałby zostać kimś w rodzaju takiego mentora dla mnie.
Byłem bardzo rozgoryczony i oczywiście stawiłem opór. Na jakiś czas popsuło to relacje pomiędzy nami . Później wszystko na szczęście wróciło do normy.
Od tego czasu mam awersję do „etatowych” mentorów narzucających swą rolę.
Nawet nie mam tu na myśli kwalifikacji mentora tylko tej relacji.
Pana wybór, Pana mentor.
Jest to jak podejrzewam jedna z przyczyn dla, których Mistrza Jerzego często atakują i nie chcą słuchać, nawet, gdy ma rację. Po prostu mało kto to lubi!
Ja wręcz nie znoszę!
Z poważaniem!
Hmmm…
Nie podzielam Pana zdania, ale oczywiście przyjmuję je do wiadomości.
Panie Krzysztofie!
Mimowolnie podsunął Pan mnie i ew. Czytelnikom sposób postępowania w przypadku wywodów Mistrza Jerzego!
Za radą osobnika o pseudonimie „Mariusz z blogu M.Bartla ” należy bezcenne chwile swego życia przeznaczyć na coś innego niż trwonienie energii na te pseudo polemiki.
Każdy wywołany do odpowiedzi , np: prezes Sielicki powinien napisać w odpowiedzi e-maila o treści
„Nie podzielam Pana zdania, ale oczywiście przyjmuję je do wiadomości”
Lub zastosować skrajną formę reakcji czyli całkowity brak takowej.
Choć w Pana przypadku podjął Pan przynajmniej trud odpisywania na moje uwagi za co dziękuję.
To światełko nadziei w tunelu
Pozdrawiam!
.
Od wielu lat mówimy sobie z dr Plucińskim po imieniu (z jego inicjatywy), co w niczym nie zmniejsza mojego szacunku do niego. Wręcz przeciwnie. Dlatego nie bardzo rozumiem, dlaczego Zajcew nie przyjął propozycji Tala.
Odnośnie pana Jerzego myślę, że to dobrze że chce sie podzielić swoimi przemyśleniami na temat treningu. Ponieważ takie jest jego zdanie, więc wyraża to pewnie i konkretnie, podobnie jak robi to Pan, am Bartel i inni. Ja też wyrażam w sposób zdecydowany swoje opinie, gdyż jestem przekonany do nich i je bronię. Dzięku internetowi każdy może przedstawiać swoje zdanie całemu światu, nawet jeżeli jego wypowiedzi są kontrowersyjne. Vide forum Polskiego Związku Szachistów, blog am Bartla, Jerzego Konikowskiego, Zbigniewa Nagrockiego, i innych osób.
Co do Dworeckiego, to oczywiście należy oddać należny mu szacunek i docenić jego pracę, ale odnoszę wrażenie (może błędne, nie kłócę się o to), że Pan nadmiernie gloryfikuje go i idealizuje. Rozumiem, że dla części szachistów Dworecki może być wyrocznią, ale nie dla wszystkich. Podobnie jak dla Carlsena niezbyt liczą się dokonania klasyków szachów. Czy zatem można go podejrzewać o negowanie (i lekceważenie?) ich osiągnięć? Ale czy rzeczywiście on ich lekceważy? A może po prostu ma inne podejście do szkolenia? Inne, nie znaczy, gorsze.
To, że wiedza pana Jerzego jest o niebo większa od mojej, z tym nie polemizuję, zresztą nie musiał Pan tego publicznie pisać. Jestem świadomy swoich ograniczeń na tym polu.
Tak, dr Pluciński nie narzucał mi swojego mentorstwa, wręcz przeciwnie, uważał że raczej nie powinienem wzorować się na nim. To była wyłącznie moja decyzja uznania go za swojego nauczyciela. Nie odbieram postawy pana Jerzego jako próby narzucenia swojego zdania. Po prostu przekonuje on do swoich racji, podobnie jak robi to chociażby am Bartel. Obaj mają swoje racje, z którymi nie wszyscy muszą się zgodzić.
Nie lubię pozostawiać oponenta w dyskusji bez mojej odpowiedzi. Jeżeli rozmowa jest toczona na poziomie, w sposób kulturalny, to z chęcią odpowiem. Oczywiście jeżeli mam przeciwne zdanie i nie chcę go zmienić, to wiadomo że nie mogę zgodzić się z argumentami przeciwnej strony. Podobnie teraz, uważam że część Pana tez jest błędna, część nie, ale ponieważ zwrócił się Pan w komentarzach bezpośrednio do mnie, więc odpowiedziałem na to.
Panie Krzysztofie
Dla mnie jest zupełnie jasne dlaczego arc. Zaicew tak a nie inaczej odnosił się do Tala. Była to jego decyzja i wielu postąpiło inaczej.
Tak długo jak nie zapozna się Pan z tym co robi Dworecki nasza polemika będzie w tym obszarze bezprzedmiotowa.
O różnicy w Pana i Mistrza Jerzego doświadczeniu napisałem przecież w konkretnym celu, który wydaje mi się, że jasno sformułowałem w poprzednim wpisie.
Obu mentorów wybrał Pan sam ale w obszarze nauki mógł Pan z czasem zobaczyć, że może a nawet jak Panu powiedział P.Pluciński powinien Pan być samodzielny w swych dociekaniach. W przypadku szachowego mentora nie może Pan tego zrobić z uwagi na to o czym już przecież pisałem. Różnica w ogólnie nazwanej klasie szachowej nie pozwala Pana na weryfikację poglądów Mistrza Jerzego w najmniejszym nawet stopniu.
Ma on dla Pana zawsze rację i kropka.
Nie sądzę abym gloryfikował Dworeckiego. Jestem tylko przeciwny „poklepywaniu go po ramieniu”
Gdyby miał Pan więcej doświadczenia w treningu oraz w grze praktycznej mógłby Pan zobaczyć, że to nie jest różnica metody treningu.
Tak , internet pozostawia możliwość zaprezentowania swych poglądów na każdy temat. Proszę tylko zobaczy co się dzieje, gdy ktokolwiek nie podziela opinii Mistrza Jerzego.
Jest natychmiast oskarżany o ataki na jego osobę,.Wyciągane są na światło dzienne jakieś osobiste sprawy sprzed lat a oponent jest „preparowany” jako niegodziwiec, niewdzięcznik lub nie mający o czymś pojęcia w najlepszym przypadku.
To mistrz użył argumentu, że broniłem R.Bernarda bo zacząłem pracę w akademii. Gdybym użył argumentu, że atakuje on szefów akademii bo nie chcą korzystać z jego usług to bym został zapewne spopielony płomieniem świętego oburzenia. Przecież to w interesie polskich szachów itd. Tylko, że ta krytyka pojawiła się dopiero, gdy nie zaproszono cze też gdy nie przyjechał na kolejną sesję. Nie jest łatwo dojść jak to było ale załóżmy, że niesłusznie go potraktowano.
Niech Pan sprawdzi i poprawi mnie jeśli się mylę : czy Mistrz Jerzy kiedykolwiek przyznał, że się pomylił?
Nawet w sprawie książek Dworeckiego, których to negatywną ocenę przez Mistrza rzekomo sugerowałem.
Obaj Panowie źle zrozumieliście ale Pan to przyznał a Mistrz Jerzy nie zrobi tego nigdy!
I jest to jednak dopuszczalne a nie jak w moim przypadku niedopuszczalne.
Kasparow nie został wytrenowany przez Dworeckiego tylko przez Nikitina ale jak się poczyta jakimi metodami to wszystko stanie się jasne.
Pieniądze, interesy osobiste to czynniki mające duże znaczenie dla takich a nie innych postaw ludzkich ale urażona ambicja, kompleksy dokładnie takie samo ..
Wygodnie jest zasłonić się interesem polskich szachów ale równie dobrze może to być atrapa!
Z poważaniem!
Książki Dworeckiego nie są mi obce, dlatego mniej więcej orientuję się w jego działalności. Ogólnie odnoszę wrażenie, że pragnie Pan wykazać moją niekompetencję szachową. Ale ja przecież nie aspiruję do bycia trenerem, czy czyimkolwiek mentorem w dziedzinie szachów.
Panie Krzysztofie!
Nie mam tego komfortu czasowego oraz jakiegokolwiek innego aby wciąż powtarzać pewne frazy ,powracać do tych samych cytatów z poprzednich wpisów. Mam wrażenie , że nie rozumie Pan o czym piszę, choć chyba bardzo się staram o jak najjaśniejsze przedstawienie sprawy.Jeśli mówimy o Pana niekompetencji w sprawach szachowych to przecież w kilku miejscach wyjaśniłem o co mi chodzi i nie będę się powtarzał.
Mam wrażenie, że może nie czyta Pan uważnie bo już nie wiem jak to można napisać wyraźniej.
Teraz widzę coraz to wyraźniej, że cała ta pisanina miała mi uświadomić, że nie ma ona sensu poza tym aby dojść do takiej właśnie konkluzji. W ten sposób poznałem empirycznie bezwartościowość takiej formy porozumienia. Tak można pisać bez końca unikając wiążących odpowiedzi, klucząc pomiędzy słowami . Na pewno nie jest to próba porozumienia. Takie „ubijanie wody w moździerzu” mnie nie interesuje.
Z poważaniem!
Proszę nie odebrać tego jako nieuprzejmość z mojej strony, ale podobne uwagi mogę poczynić o Pana podejściu do omawianych zagadnień. Pisałem przecież w jedym z poprzednich komentarzy, że cyt. „Oczywiście jeżeli mam przeciwne zdanie i nie chcę go zmienić, to wiadomo że nie mogę zgodzić się z argumentami przeciwnej strony”. Rozumiem o czym Pan pisze, czytam Pana komentarze z uwagą, ale nie mogę się zgodzić z Pana argumentacją.
Zaiste jest to prawdziwa argumentacja ,gdy nie zgadza się Pan lub zgadza częściowo ale nie wiadomo z czym i dlaczego. Jak naukowiec może tak pisać to dla mnie zagadka. Po co w ogóle blog? Czy tylko po to aby wygłosić swoje zdanie? Niestety wygląda na to ,że Pan Konikowski ma zawsze rację i basta!
Pytałem kilka razy na jakiej podstawie Pan ocenia działalność Dworeckiego ale nie doczekałem się odpowiedzi. Zresztą nie jest to dziwne .
Raczej to co najmniej naiwność z mojej strony, że oczekiwałem np: tak postulowanej przez J.K merytorycznej dyskusji.
Czyli „przyjmuję do wiadomości Pana argumenty ale nie zgadzam się z nimi”
Z poważaniem!
Usiłuje Pan być złośliwym? Nie zdenerwuje mnie Pan.
Zgadzam się np. z tym, co Pan odczuwał wobec nieco natarczywej postawy trenera Balcerowskiego. Nie tylko z tym, ale przecież nie będę wymieniał wszystkiego. Napisałem że z częścią się zgadzam, aby pokazać, że nie neguję „z definicji” wszystkiego co Pan napisał.
Jeżeli nie wie Pan z czym się nie zgadzam, to w takim razie powtórzę, że nie zgadzam się z tym, co Pan pisze o postawie Jerzego Konikowskiego w stosunku do Dworeckiego. Moje poprzednie wpisy dotyczyły właśnie tej kwestii. A jako („wywołany do tablicy”) naukowiec nie piszę wszystkiego od początku, tylko powołuję się na wcześniejsze stwierdzenia. Ponieważ ja nie wchodzę w Pana kompetencje szachowe, więc byłbym wdzięczny za nie wchodzenie w moje kompetencje naukowe.
Co do blogu, to ma Pan rację, blog służy do wygłaszania swojego zdania. Po to blog jest blogiem! Gdyby było inaczej, to taka strona nie byłaby blogiem ale forum dyskusyjnym. Tam wszyscy wygłaszają swoje zdania na równych prawach. Zresztą na blogach jest możliwość zamieszczania komentarzy od czytelników, więc i oni mogą wtrącić swoje „trzy grosze”. A z racji, że blog jest prywatnym „organem prasowym” jego właściciela, to ma on całkowite prawo do wyrażania na nim swojego zdania, jako nadrzędnego. Jakoś w przypadku blogu am Bartla nie postawił Pan mu zarzutu, że wygłasza na nim swoje zdanie.
Na podstawie Pana wcześniejszych wpisów nie zorientowałem się, że oczekuje Pan ode mnie mojej oceny działalności Dworeckiego. Nie chcę tego robić, bo nie jest to przedmiotem toczącej się polemiki. Na temat oceny Dworeckiego wypowiedział się pan Jerzy, a ja wykazałem zrozumienie dla Jego stanowiska. Dałem temu wyraz chociażby w „opowieści” o moim mentorze, dr Plucińskim.
Nie wiem, czy Jerzy Konikowski zawsze ma rację, ale zgadzam się z tymi Jego poglądami, które prezentuje na swoim blogu. Czy to musi aż tak drażnić wszystkich? Może trochę przesadzam, ale odbieram to tak:
wróg publiczny nr jeden: Jerzy Konikowski
wróg publiczny nr dwa: Krzysztof Kledzik
„Przyjmuję do wiadomości Pana argumenty ale nie zgadzam się z nimi”
Myślę, że Pana wpisy stają się coraz bardziej żenujące.
Ten sam sposób unikania odpowiedzi na pytania, udawanie, że chodzi o coś innego.Mógłbym cytować ale szkoda czasu bo nastąpi kolejny wpis nie na temat. Dodatkowe wątki :
” Ponieważ ja nie wchodzę w Pana kompetencje szachowe, więc byłbym wdzięczny za nie wchodzenie w moje kompetencje naukowe”
oraz chociażby
„Może trochę przesadzam, ale odbieram to tak:
wróg publiczny nr jeden: Jerzy Konikowski
wróg publiczny nr dwa:: Krzysztof Kledzik”
Świadczą o kompletnym nie zrozumieniu moich intencji i przypisywaniu mi Pana imaginacji.
Jak dla mnie wystarczy!
Sprawa jest jasna!.
Niech Pan sam zmaga się z tworami swej wyobraźni.
Rozumiem że szachy są grą agresywną, ale to jeszcze nie powód aby wykazywać agresję w stosunku do przeciwnika w dyskusji. Odnoszę wrażenie, że usiłuje Pan zdyskredytować moją osobę w oczach czytelników tego blogu i na siłę mnie ośmieszyć przed nimi. Pana wpisy powoli ewoluują w kierunku wykazania, że jestem osobą mającą, jak to się mówi, nierówno pod sufitem. Ciągle usiłuje Pan udowodnić, że rzekomo nie rozumiem Pana argumentacji. Zależy Panu na przyznaniu racji, pomimo że nie zgadzam się z Pana argumentami? Zamiast opluwać oponentów proponuję stonować swoje emocje.
Szachy nie są grą agresywną. Agresywni mogą być tylko ludzie grający w szachy.
Jeśli wyczytał Pan to o czym Pan pisze to cóż…Nie ponoszę za to odpowiedzialności bo wcale nie miałem takich intencji.
Jeśli ktoś czyta te wpisy to sam sobie wyciągnie wnioski.Nie potrzeba chyba niczego sugerować.
Podam przykład , choć z pewnością pozostanie bez echa.
Zapytałem kilka razy na jakiej podstawie porównuje Pan metody pracy Dworeckiego i J.K?
I nie dostałem odpowiedzi poza tym, że pan popiera i zgadza się. Proszę to sobie sprawdzić.
I co mi Pan na to odpowiedział?
Pytanie zadałem nie raz i ma ono znaczenie w polemice.
Gdzie to podważyłem Pana kompetencje jako naukowca?
Czyżbym pisał coś o chemii?
Uległem co najwyżej złudzeniu, że naukowcy powinni być obdarzeni pewnymi przymiotami umysłu takimi jak umiejętność logicznego wnioskowania o w takim przypadku odnoszenia się do konkretnych pytań..
Jak widać nie ma to związku. Piszę o wytworach wyobraźni bo sugeruje Pan coś co nie istnieje w moich intencjach.
nie mam na to wpływu a co Pan na ten temat wywniskuje to już nie moja sprawa
Czytelnicy wyciągną wnioski, ale Pan w swoich komentarzach kieruje ich na wybraną ścieżkę, szczególnie tych którzy nie są dobrze obeznani z tematem. Przez to niezorientowany czytelnik pomyśli, że Konikowski to pieniacz, a Kledzik to żongler pustymi frazesami. Nie rozumiem sensu pytania: „Zapytałem kilka razy na jakiej podstawie porównuje Pan metody pracy Dworeckiego i J.K?”. Ale o co chodzi? O jaką podstawę? Obaj panowie zajmują się szkoleniem, pan Jerzy wypowiedział swoje zdanie co do metod pracy Dworeckiego. A ja przyznałem mu rację, że może to robić podobnie jak ja, w kwestii metod pracy mojego mentora. I o to mi chodziło.
Pan stwierdził że „Zaiste jest to prawdziwa argumentacja, gdy nie zgadza się Pan lub zgadza częściowo ale nie wiadomo z czym i dlaczego. Jak naukowiec może tak pisać to dla mnie zagadka”. A co to ma do rzeczy, czy jestem czy nie jestem naukowcem? Sugestia jest delikatna, ale wyraźna, że jako naukowiec nie radzę sobię z dowodzeniem, albo że jestem słabym naukowcem. Wyjaśniałem już z czym się nie zgadzam i z czym się zgadzam.
Czy musimy dalej brnąć w tej dyskusji? Może ją zamkniemy?
Już dawno Pan ją zamknął stosując chwyty znane od dawna w takich pseudo polemikach.
Co się tyczy sugestii i wniosków to oczywiście Pan niczego nie sugeruje Czytelnikom?
Jakiś czas temu padło pytanie na forum M.Bartla o uczniów J.K w Polsce. Było to istotne jak się wydaje bo miał to być argument na rzecz J.K jako wybitnego trenera.
Padło pytanie a zarówno J.K jak i Pan nie wymieniliście ani jednego nazwiska.
Padło pytanie i nic.
O taką nierzetelność mi chodzi. Najpierw jakiś argument a na próbę uzasadnienia cisza, gdy nie ma niczego poza pustosłowiem.
I później nie na temat
A jeśli chodzi o wnioskowanie to niech Pan odpowie na pytanie jak określić metody Dworeckiego jeśli dziś tak się nie pracuje.
Chyba logiczne jest ,że są przestarzałe?
I wiąż Pan nie odpowiedział na pytanie na podstawie jakiej wiedzy Pan przyjął, że j.K na rację oceniając metody Dworeckiego jako przestarzałe?
Ja bym się nie wypowiadał w ogóle jak bym nie miał o tym wystarczającej wiedzy a nie przyznawał komuś rację. Swe stanowisko w tej sprawie opieram na wieloletniej pracy jako trener i na swej praktyce jako zawodnik. Dlatego mogę ew. polemizować z J.K na ten temat ,chociaż jest on ponad to najwyraźniej.
Z Panem nie mogę polemizować na temat Dworeckiego i jego metod treningowych i powodów oczywistych.
Po co się Pan w tej sprawi w ogóle wypowiada?.Może Pan najwyżej powiedzieć, że wierzy swemu mentorowi i już. Argumentów Pan żadnych nie ma.
„Przez to niezorientowany czytelnik pomyśli, że Konikowski to pieniacz, a Kledzik to żongler pustymi frazesami”
Dlaczego niezorientowany?
Każdy może przeczytać całą polemikę i powinien nawet jeśli ma mieć jakieś zdanie.
A to co Pan napisał to nic dodać nic ująć
Nie bardzo wiem dlaczego sugeruje Pan ten wątek psychiatryczny. czyżby podobnie jak J.K czuł się Pan wciąż atakowany i dyskredytowany i takie tam?
Dlaczego obawia się Pan, że Czytelnicy mogą odnieść takie a nie inne wrażenie. Ich prawo mieć własne poglądy.
Kończę niniejszym tą niby polemikę. Wiele mnie nauczyła, chociaż mogłem szybciej dojść do tego do czego doszedłem.
Dziękuje i życzę powodzenia!
Robi się Pan niemiły, żeby nie powiedzieć – niegrzeczny. Też uważam, że należy zakończyć tą dyskusję.
Niemiły i niegrzeczny chłopczyk odchodzi! Może Pan bez przeszkód zanurzyć się w kontemplacji mantry ” Jerzy Konikowski ma rację”
Nikt nie namawia Pana do odejścia, sugerowałem tylko zaprzestanie dyskusji. Proszę nie ironizować, bo to nie jest argument przeciwko osobie, która ma odmienne zdanie od Pańskiego.
Rzecz w tym ,że nie ma Pan swojego zdania, tylko zdanie J.Konikowskiego więc owocnego mantrowania!
Czy własne zdanie nie może być zgodne ze stanowiskiem pana Konikowskiego? Dlaczego tylko przeciwnicy pana Jerzego mogą mieć własne zdanie, i to jedynie słuszne? Jakoś na blogu am Bartla nie zarzucał Pan osobom wpisującym komentarze zgodne z Waszym stanowiskiem, że nie mają własnego zdania, i że „mantrują” to co powiedział am Bartel ?!
Życzę owocnego mantrowania!
Tak się dziwnie składa, że absolutnie przypadkowo wszystkie Pana opinie są zgodne z opiniami P.Konikowskiego dlatego owocnego mantrowania!
Myślę, że nie wszystkie, ale akurat zgodne są te z przedstawionymi przez pana Jerzego na blogu. Czy musimy brnąć w tą dyskusję? Prosiłem o zaprzestanie jej.
Ciekawa lektura!