W rozwoju każdej dyscypliny sportowej uczestniczą:
1. Działacze – swym postępowaniem tak kierują swoją dyscypliną, aby rozwijała się z rozmachem i były sukcesy na arenie międzynarodowej. Ich zadaniem jest organizowanie imprez i pozyskiwanie sponsorów, także wspieranie sportowców i promowanie danej konkurencji. Działacz to osoba, która poświęca swój wolny czas na działalność. Jego nagrodą jest satysfakcja, że działa w dobrze zorganizowanym stowarzyszeniu, gdzie się go szanuje i wyróżnia.
2. Trener – ma jasne zadania: doprowadzić zawodników do wysokiej klasy sportowej. Powinien się też sam systematycznie szkolić i zdobywać nowe doświadczenia w swej pracy. Powinien wprowadzać ciągle jakieś ulepszenia w działalności trenerskiej, aby jego podopieczni podnosili swe kwalifikacje sportowe i osiągali sukcesy. Powinien być kreatywny w swym działaniu! Trener, który ma zawężone metody szkoleniowe do kilku stereotypowych czynności, nie może być przedstawiany młodzieży jako ideał szkoleniowca. Tak samo odnosi się to do trenera, który sam się nie szkoli, nie unowocześnia własnego warsztatu pracy i nie publikuje owoców swych doświadczeń w prasie fachowej.
Teoria rozpowszechniona przez pewne osoby w Polsce, że najlepszym trenerem to aktywny arcymistrz jest po prostu pozbawiona wszelkiej logiki! Wiadomo, że czynny zawodnik nie ma czasu na podwyższanie swej ogólnej wiedzy szachowej. Na przeszkodzie stoi aktywna gra turniejowa i tym samym ograniczenie swej wiedzy do poznawania kilku wariantów, które sam gra. Dlatego trener-zawodnik przekazuje swym podopiecznym tylko te systemy, które znalazły się w jego własnym repertuarze debiutowym. Nie interesuje go fakt, czy to odpowiada stylowi gry jego podopiecznych. On nie ma czasu na poznawanie nowych otwarć i nowych pozycji. Łączenie roli czynnego zawodnika z pracą trenerską jest w obecnych czasach wręcz niemożliwe. Takiego „trenera” interesuje przede wszystkim kasa!
Przypominam o paradoksach sprzed wielu lat, kiedy to połowa Polski grała obronę francuską. W ten sposób ograniczono m.in. rozwój twórczy Iwety Radziewicz. Wielu zagranicznych obserwatorów talentu tej zawodniczki słusznie oceniało, że powinna grać czarnymi obronę sycylijską, bo to pasuje do jej dynamicznego stylu gry. Ale tego problemu nie zauważyli krajowi szkoleniowcy, często aktywni zawodnicy. W ten sposób zmarnowano niezwykły talent tej szachistki! O przypadku Marcina Kamińskiego pisałem już wcześniej.
Trener z prawdziwego zdarzenia, który nie myśli o karierze zawodnika, ma tymczasem wszechstronną wiedzę. Zmusza go to tego sytuacja. Pracując z wieloma zawodnikami o różnych charakterach i stylu gry jest zmuszony do ciągłej nauki, permanentnego poznawania aktualnej teorii otwarć i wprowadzania nowych metod szkoleniowych. Oczywiście tak czynią ambitni trenerzy. Wykluczam tych, co pracę szkoleniową traktują przede wszystkim w celach zarobkowych.
Na bazie wieloletnich obserwacji twierdzę, że polscy szachiści nie rozróżniają pojęć: aktualna siła gry i wiedza szachowa. To powoduje fałszywe interpretacje co do roli trenera i zawodnika w naszej dyscyplinie.
3. Zawodnik – powinien intensywnie trenować, wzbogacać swoją wiedzę szachową i tym samym podwyższać swoje klasyfikacje sportowe. Powinien uczestniczyć systematycznie w ważnych imprezach i dążyć do uzyskiwania godnych uwagi wyników.
Tego nie robi na pewno mistrz Polski Mateusz Bartel. Zamiast trenować i uczestniczyć w silnych turniejach międzynarodowych młody arcymistrz zajmuje się „pisarstwem” i gadulstwem w sieci. Styl jego tekstów to typowy przykład młodzieńczej arogancji i braku szacunku dla kogoś, który dużo więcej wniósł dla rozwoju szachów.
Przypominam, że napisałem wiele książek i artykułów dotyczących teorii otwarć i innych dziedzin królewskiej gry. Publikowałem swoje analizy w wielu periodykach, jak „Sahovski Informator”, „New in Chess”, „ChessBase Magazin” itd. Wiele moich komentowanych partii i teoretycznych artykułów można znaleźć w znanych bazach firmy Chess Base: „MEGA”, „Encyklopedia debiutów”, opracowań z teorii otwarć i innych zbiorach partii.
Mieszkam w Dortmundzie od 1981 roku, gdzie corocznie odbywają się superturnieje. Od wielu lat mam więc możliwość rozmów z czołowymi zawodnikami świata na temat m.in. szkolenia w szachach. Te kontakty są dla mnie o wiele cenniejsze, niż gra w turniejach. Zbierałem doświadczenia w wieloletniej pracy szkoleniowej o czym następnie pisałem w artykułach w „Magazynie Szachista”, „Panoramie Szachowej” i „Szachy/Chess”.
Tak jak kiedyś trener piłki nożnej Kazimierz Górski potrafił na zasadzie obserwacji zawodnika ocenić jego klasę sportową i przydatność do gry w reprezentacji kraju, tak i ja jestem w stanie na podstawie rozegranych partii ocenić wiedzę i siłę gry zawodnika. Potrafię wskazać jego słabe i silne strony. Potrafię udzielić mu praktycznych wskazówek. Wynika to z mojej wiedzy szachowej, wieloletniego doświadczenia i dobrych intencji!
Przed laty przyrównałem mistrza Polski arcymistrza Tomasza Markowskiego do boksera walczącego jedną ręką. Odnosiło się to do jego bardzo skromnego i schematycznego repertuaru debiutowego. Zapowiedziałem, że jak nie wniesie nowych elementów do swojej gry, to skutek tego będzie marny. Markowski nie posłuchał moich dobrych rad i teraz widzimy tego następstwa: nie liczy się w Europie i kraju.
W 2003 roku przestrzegłem arcymistrza Bartłomieja Macieję przed dużym zaangażowaniem się w sieci, co nie pomoże mu to w podwyższeniu swych kwalifikacji szachowych. W komentarzach do jego partii, które publikowałem w „Magazynie Szachista”, zwróciłem uwagę na niedostateczną znajomość debiutów, co przy tej klasie zawodnika jest dużą słabością. Arcymistrz zignorował moje uwagi i teraz widzimy tego implikacje. Nie liczy się w Europie.
Już dawno zwracałem uwagę Radosławowi Wojtaszkowi na schematyczny repertuar debiutowy. Polecałem systematyczne wzbogacanie gry o nowości i wprowadzenie więcej dynamiki. Nie posłuchał. Ostatni turniej w Lublinie i liga francuska potwierdziły moje obawy. Podejrzewam, że te słabe wyniki to nie skutek przejściowego spadku formy, lecz rozszyfrowania przez przeciwników jego pasywnego stylu gry. Obym się mylił!
Na dobrej drodze do osiągnięcia świetnych rezultatów jest Dariusz Świercz. Ale jest jeden warunek, aby się prawidłowo rozwijał: należy grać i pogłębiać te pozycje, które dobrze rozumie. Grać aktywne szachy, bo mu to leży. Wykluczyć na razie warianty statyczne, bo w nich się źle czuje!
A teraz kilka słów do aktualnego mistrza Polski. Jeśli się myśli o karierze sportowej, to natychmiast powinno się rzucić redagowanie „MATA” i niepotrzebnych dyskusji na blogu. Mateusz Bartel ma trudności w rozgrywaniu fazy debiutowej. W grze przeciwko silnym zawodnikom ta słabość się mocno uwidacznia. Po zdobyciu mistrza kraju nie zagrał w żadnym silnym turnieju. To jest duży błąd!
Zarówno o mojej działalności zawodniczej, jak i trenerskiej pisałem kilkakrotnie na mojej stronie. Publikowałem też nazwiska moich podopiecznych.
Ciągle się mówi i pisze o zdolnej polskiej młodzieży, która po osiągnięciu 20 lat życia znika w tłumie. Co zrobiono w kierunku, aby to zmienić? Kiedy zaproponowałem zmiany w procesie szkolenia młodzieży to posądzono mnie o złe zamiary. Trenerzy, którzy zablokowali reformy w celu unowocześnienia metod szkolenia cieszą się dalej uznaniem. Polska jest krajem nowoczesnym i aktywnie rozwijającym się, ale Polski Związek Szachowy stoi w miejscu i preferuje dalej przestarzałe metody szkoleniowe, które nie przynoszą widocznych efektów.
Prezes Tomasz Sielicki zamierza zmienić wizerunek polskich szachów, ale czy to jest możliwe tylko z jednym liczącym się w świecie szachowym Radosławem Wojtaszkiem?
Mateusz Bartel, samym swoim dorobkiem z Gambitu Radomia wnosi do szachów więcej niż p. Konikowski przez całe życie. Przecież jego książek nikt nie czyta!
Czyżby naprawdę uważał Pan, że to jest obiektywna ocena? Chyba jednak nie ma Pan podstaw, aby twierdzić, że nikt nie czyta książek Jerzego Konikowskiego. Gdyby nikt nie czytał, to żaden wydawca nie wydał by Jego książek. A jak widać, wydawcy bardzo chętnie wydają, i to wiele tytułów pana Jerzego.
Ja mam kilka książek Pan Jerzego i z nich chętnie korzystam. W moim klubie jest też kilku graczy, którzy sięgają po książki Pana Jerzego i raczej są zadowoleni.
P.S.
Tylko szkoda że w naszym ojczystym języku jest ich tak mało.
Panie grosterus właśnie dlatego w Niemczech mimo dużego potencjału ludzkiego i ekonomicznego tak niewielu jest silnych szachistów! Uczniowie tak chętnie sięgają po książki pana Konikowskiego, a efekty są takie, że połowa pierwszej dziesiątki tamtejszej listy rankingowej to przybysze ze wschodu!
Panie Marku Jakulski to dzięki właśnie temu dużemu rzekłbym ogromnemu potencjałowi ekonomicznemu Niemcy mają problemy w szkoleniu swoich zawodników bo łatwiej jest im kupić gotowego silnego zawodnika ze wschodu, który będzie świetnie wyszkolony (patrz np. z Polski) i Niemcy w jego wyszkolenie nie włożyli ani grosza ani centa. Tak to właśnie ekonomia zabija szachy w Niemczech a nie książki Pana Jerzego.
Groster, myślę że możesz mieć rację z tym aspektem ekonomicznym. O ile pamięć mnie nie myli, to bywało tak że w Bundeslidze grały prawie wyłącznie osoby „z importu”.
Że niby komuś z tych „importowanych”, jak to dr Kledzik określa, ktoś płacił za zmianę barw? Co za wierutna bzdura! Sami pojechali na saksy licząc na lepszy pieniądz, a rodowici Niemcy są po prostu zbyt słabi by z nimi konkurować, bo szkolą ich ludzie pokroju Konikowskiego! Zresztą jeśli pan Konikowski uważa się za takiego mocarza to niech pochwali się kogo aktualnie trenuje i z jakimi sukcesami. W przeciwnym wypadku trzeba go będzie uznać za zwykłego mitomana!
Proszę o powściągliwość w wypowiedziach. I proszę nie nazywać mnie doktorem.
Żeby wyjechać na saksy muszą być ku temu warunki. Niemcy znacznie lepiej płacą niż federacje ze wschodu. Po za tym np. w Rosji jest znacznie więcej arcymistrzów i trudno jest się tam przebić. Stąd wielu wyjechało i w znacznym stopniu wzmocniło siłę gry klubów niemieckich. Ale wyjechali raczej zawodnicy a nie trenerzy, stąd ta stagnacja w szachach u rodowitych Niemców. Może po jakimś czasie przyjdzie taki moment kiedy obecni silni zawodnicy przekształcą się w trenerów i będą szkolić Niemców.
Przyznam, że osobiście czytałem książki Pana Konikowskiego i uważam, że są to ciekawe pozycje literatury szachowej. Nie rozumiem jednak tak ostrej krytyki wobec czołowych zawodników w Polsce czy tym bardziej Prezesa Polskiego Związku Szachowego. Miałem okazję obserwować z bliska m. in. na Mistrzostwach Europy w Warszawie naszych czołowych zawodników – m.in. Mateusza Bartla i Radosława Wojtaszka i chociaż to w porównaniu ze mną młodzi ludzie widać u Nich dużą dojrzałość i chęć do gry. Mimo młodego wieku a jednocześnie dużej siły gry z wyrozumiałością odnosili się do innych szachistów, którzy mimo wielu lat pracy nad szachami postępów nie zrobili i nigdy nie zrobią ( Jak ma to miejsce także w moim przypadku ). Cóż – sztuką jest zrozumieć, że granie na 2600, 2700 nie każdemu człowiekowi jest dane. Może Mateusz lubi pisać w sieci – Jego prawo ale osobiście nie zauważyłem w tym człowieku nuty arogancji – patrząc z drugiej strony każdy ma prawo do swojej obrony także człowiek młody. Sam widzę po sobie, że oprócz pracy w szachach trzeba mieć też coś takiego jak ogromny talent. Rozumiem doświadczenie trenerskie pana Konikowskiego ale krytykowanie stylu gry Radosława Wojtaszka, który osiągnął ponad 2700 i właściwie należy do czołówki światowej jest już zupełnie nie na miejscu. Pan Konikowski sam nigdy tytułu arcymistrzowskiego nie osiągnie ( podobnie jak ja ) i nawet doświadczenie trenerskie Go wg mnie do tego typu krytyki nie upoważnia. Nie wymagajmy też od naszych zawodników cudów – geniusze tacy jak Kasparow rodzą się bardzo, bardzo rzadko a przecież możliwe, że Radek zacznie grać jeszcze silniej czego myślę, że nie tylko ja ale i cała szachowa Polska Mu serdecznie życzy. Łatwo krytykować będąc na obczyźnie – o wiele trudniej grać i trenować w naszej polskiej rzeczywistości.
Nie pamiętam, dlaczego nie zareagowałem na ten komentarz. Panu Arturowi Sklepińskiemu polecam zapoznanie się z tym wpisem:
http://www.blog.konikowski.net/2011/05/28/feliks-stamm/
///////////////////////////////////////
W sporcie jest podział na rolę zawodnika i trenera. Tak powinno być też w szachach. To że ktoś jest arcymistrzem, to nie świadczy o jego wiedzy szachowej. Trener z wieloletnim doświadczeniem ma ją na pewno większą, nawet od zawodnika w czołówce światowej.
Zwracam uwagę na to, że ja daję tylko dobre rady. Jestem trenerem i mam do tego pełne prawo. Jeśli ktoś jest odmiennego zdania, to jego problem. Na razie przewidziałem wiele przypadków!
Miał Pan wtedy rację. Prezesa Sielickiego już nie ma i nikt już nie pamięta, co zrobił pożytecznego dla krajowych szachów. Macieja wyjechał do USA i gra w przeciętnych turniejach. Kariery szachowej nie zrobił. Mateusz ostatnio dostał baty w turnieju w Katarze. Na ostatniej bundeslidze wygrał tylko jedną partię i dwie przegrał. Świercz na razie nie robi dynamicznych postępów. Teraz czekamy na występ Radka, który jeszcze nigdy nie grał w tak silnym turnieju.
Podobnie spaczone wyobrażenie panuje na uczelniach wyższych gdzie przyjmuje się całkowicie błędnie, że im dana osoba ma wyższy tytuł naukowy tym jest lepszym wykładowcą. Bzdura kompletna, bo jedno z drugim nie ma nic wspólnego.
Ta dyskusja toczyła się 4 lata temu i nic się nie zmieniło. Dalej polskie szachy to Wojtaszek.