W pierwszej części z 16 maja przytoczyłem fragment wypowiedzi prezesa Tomasza Sielickiego opublikowanej w resortowym piśmie „MAT” o projekcie unowocześnienia Młodzieżowej Akademii Szachowej. Po moim tekście otrzymałem sporo listów elektronicznych w tej sprawie. Okazuje się, że pewne osoby pogubiły się w natłoku informacji na mojej stronie. Dlatego przypomnę w ogólnych zarysach moją koncepcję i jej zalety. Uważam, że powinien też przeczytać to prezes Sielicki. Jeśli chce zreformować Akademię, to powinien poznać też historię szkolenia polskiej młodzieży.
Nie ma chyba żadnych wątpliwości, że rozwój sportowy szachisty dokonuje się pod wpływem systematycznej pracy szkoleniowej. Ale bez pomocy trenera nie ma mowy o szybkich postępach zawodnika. Doświadczony szkoleniowiec potrafi zorganizować optymalny trening, przygotować właściwe materiały szkoleniowe, rozwiązać wszelkie problemy dotyczące gry zawodnika i zmobilizować go do metodycznych zajęć. Ważne jest też to, żeby trener potrafił przygotować swych podopiecznych do pracy samoszkoleniowej. Przecież zawodnik nie będzie ciągle prowadzony za rączkę. Od pewnego momentu będzie musiał podjąć decyzję usamodzielnienia się i potem polegać w głównej mierze na własnych umiejętnościach.
W tym celu trzeba jednak stworzyć młodzieży odpowiednie warunki treningowe. Z inicjatywy ówczesnego prezesa Okręgowego Związku Szachowego w Częstochowie i znakomitego problemisty Eugeniusza Iwanowa powstał w połowie 1977 roku szachowy ośrodek metodyczno-szkoleniowy w tym mieście. Mnie zaproponowano stanowisko trenera. Moimi podopiecznymi zostali młodzi i utalentowani zawodnicy, przyszli reprezentanci kraju i olimpijczycy.
Byłem praktycznie trenerem-konsultantem. Przyjeżdżałem do Częstochowy na weekendy i rozwiązywałem wszystkie problemy, które nurtowały moich podopiecznych. Dostarczałem też materiały szkoleniowe, pomagałem im w przygotowaniu repertuaru debiutowego itd. Wszyscy reprezentowali barwy klubu „Skra-Komobex” Częstochowa. Był to wzorcowy ośrodek w Polsce w zakresie szkolenia młodych szachistów!
Młodzież w szybkim tempie czyniła wyraźnie postępy. W konkurencji indywidualnej byli najlepsi w kraju. Liderem był Roman Tomaszewski, który wygrał w Jeleniej Górze w 1978 roku silny międzynarodowy turniej młodzieżowy. Reprezentował dwukrotnie nasz kraj w mistrzostwach świata juniorów (1978 – Graz i 1979 – Skien).
W 1979 roku w rozgrywkach II ligi ta młoda drużyna (średnia wieku 19.5) zajęła w swej grupie pierwsze miejsce i awansowała do I ligi seniorów. Był to pierwszy przypadek w historii polskich szachów, że w grupie najlepszych ekip znalazła się drużyna juniorów. W drużynowych mistrzostwach Polski w Jaszowcu w 1980 roku ten młody zespół zajął 5 miejsce. Te sukcesy to był wyraźny dowód na to, że stworzenie odpowiednich warunków młodzieży do systematycznej pracy daje dobre efekty.
W 1978 roku zostałem trenerem kadry Polskiego Związku Szachowego. Z miejsca zaproponowałem ówczesnemu prezesowi Czesławowi Wiśniewskiemu stworzenie podobnych punktów szkoleniowych na terenie całego kraju. Prezes zaakceptował moją koncepcję, ale szczegóły miałem uzgodnić z nowym kierownikiem wyszkolenia Zbigniewem Czajką, który objął to stanowisko pod koniec 1978 roku. Zbigniew Czajka odrzucił jednak moją ideę z argumentacją: „Mamy w tej chwili inne problemy do rozwiązania”. Ostatecznie moja koncepcja nigdy nie została wprowadzona w życie przez Polski Związek Szachowy. Po moim wyjeździe z kraju upadł też punkt szkoleniowy w Częstochowie, ponieważ nie znaleziono następcy na moje miejsce.
cdn.
Cieszę się (i myślę, że nie jestem w tym odosobniony), że Pan prowadzi ten blog. Dzięki niemu środowisko polskich szachistów oraz osób zaczynających przygodę z szachami dowiaduje się o sprawach, które często są „zamiatane pod dywan”, albo przeinaczane i dopasowywane do polityki prowadzonej przez oficjalne władze szachowe. Czytając wpisy pojawiające się na forach dyskusyjnych poświęconych szachom oraz zaglądając na blogi innych szachistów widzę, że poruszane tu problemy dają jakiś odźwięk. Zwykle odźwiękiem tym jest atak na Pańską osobę, ale w naszym kraju często atakuje się osoby mające rację, które nie boją się mówić prawdy, szczególnie tej niewygodnej dla oficjalnie uprawianej polityki. To, że Pana głos staje się coraz bardziej słyszalny (poprzez wejścia na stronę domową i blog), świadczy chociażby fakt, że stosunkowo krótko po zaistnieniu blogu w internecie, po wpisaniu w Google hasła „Konikowski”, wśród automatycznie generowanych podpowiedzi powiązanych z Pana działalnością, zaczął pojawiać się zwrot „Konikowski blog szachy”. Znaczy to, że internauci szukają Pana blogu i czytają go. Zaglądając na inne blogi szachowe, widzę że niektóre wpisy musiały powstać właśnie po lekturze Pana artykułów na stronie domowej lub blogu. Nie wszyscy przyznają się do lektury tych tekstów, ale jak widać, nie stronią od nich.